niedziela, 30 grudnia 2012

Święte święta i jeszcze świętsze po..

Pierwsze święta niuni miały być idealne. Wymarzyłam sobie że stworze jej taka magię świąt jak co roku dla swoich bliskich stwarzały świąteczne faszystki typu Monika z „Przyjaciół” czy Izzie z „Chirurgów”. Miało być pięknie, kolorowo, rodzinnie, ciepło i przede wszystkim mega świątecznie. Oczywiście, jak to u nas, wyszło jak zwykle czyli mogę spokojnie zakwalifikować te święta jako najgorsze ever. Dzień przed wigilia, jak wiadomo, dość mocno przymroziło. Dodatkowo załapaliśmy się na świąteczny gratis w formie awarii ciepłej wody i ogrzewania. Ostatnio mamy szczęście do takich gratisów od miasta, wszystkie większe awarie nas dotykają. No i tak z 21 stopni w pokoju małej nagle zrobiło się 18 i nie wyglądało jakby chciało wzrosnąć. No to co zrobiła matka polka lepiejąca (po dwóch nieprzespanych nocach za to z całą lodówką pierogów zwykłych i pieczonych)? Otóż wpadła w panikę! Bo ma pewno, ale to na pewno tak wychłodzi pokój, że to nasze małe, lekko kaszlące cielę zapadnie na bliżej nieokreśloną chorobę. Także chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc jak chcąc) kochańszy zapakował rzeczy do auta, dodatkowo niunie, psa  i moją szanowną osobę i pojechaliśmy ma noc do rodziny. Rodzina okazała się być zimnolubna wiec suma sumarum wyszło na to samo ale przynajmniej miałam spokojny umysł. Niestety niemożna tego powiedzieć o niuni, która pierwszą noc poza domem przeżyła bardzo niespokojnie. W dzień wigilii wróciliśmy do domu koło 11 i co pokazywał termometr? 18 stopni... Na bank dzięki odwilży… Potem było już tylko gorzej czyli rajd po rodzinie aż w końcu mała z tego nadmiaru wrażeń się pochorowała. Generalnie lipa straszna. Ale już mam pewność, że na kolejne święta po prostu wyjedziemy gdzieś daleko i będziemy leżeć do góry brzuchem :)
Swoją drogą teraz czekają nas pierwsze Sylwestra, mam nadzieję, że one nie będą tak drastyczne w skutkach.

W razie co chciałabym życzyć wszystkim wesołych po – świąt i udanego, o wiele lepszego Nowego Roku! Mam nadzieję, że mi się uda prowadzić bloga bardziej systematycznie, planuję go trochę „przeorganizować” także testy, nagrody i inne gadżety były na innych stronach ;)

Pozdrawiam wszystkich i dobranoc!

środa, 19 grudnia 2012

Recenzja spotkania Lady Mama "Spotkanie mam maluszka".


Waga: podobna jak przed efektem jojo :D
Mąż: jeden
Niemowlę: jedno
Pies: jeden
Prezenty: zrobione
Porządek:… dobrze, że w tym roku wigilia nie u nas…

Recenzja spotkania Lady Mama "Spotkanie mam maluszka".

W sobotę wybrałyśmy się (we cztery) na spotkanie mam z maluszkami, organizowane przez Lady Mama. 
Można spokojnie powiedzieć, że i tym razem żeśmy się nie zawiodły. Ilość brzdąców przygłuszała wypowiedzi zaproszonych gości (nagłośnienie tym razem wymiękło) i stworzyło lekkie zamieszanie ale mimo to spotkanie uważam za bardzo udane.

Tematyka dopasowana idealnie do młodych rodziców (nie tylko mam). Pierw były panie z miniżłobka Calineczka. Niestety nie wiem o czym mówiły, ponieważ akurat w tę sobotę na mieście był szal zakupów oraz niezła śnieżyca. Także jadąc na warsztaty utknęłyśmy pod Galerią Bałtycką i troszkę się spóźniłyśmy ;/ Więc zacznę jeszcze raz: według rozpiski pierw były panie z Calineczki. Kiedy wpadłyśmy zmechacone pogodą i korkami była już przerwa. Rzuciłyśmy się więc do kawy, była pyszna, jednak nie zdążyłyśmy już na żadne ciastko (podobne były przepyszne)... W trakcie przerwy skorzystałam z okazji i podeszłam do stoiska Multibanku. Było kilku konsultantów którzy w skrócie opowiedzieli o funduszu inwestycyjnym dla dziecka. Bardzo fajna sprawa, przed porodem już się tym interesowałam, jednak nie znalazłam zbyt wielu ofert na rynku co zaskutkowało tym, że założyłam małej konto oszczędnościowe i staram się tam przelewać pieniążki na jej przyszłość. Teraz widzę, że banki znalazły tu swoja niszę i obok funduszy inwestycyjnych dla dorosłych (by coś odłożyć dodatkowego do emerytury) proponują też fundusze dla maluchów. Jednak widać było, że konsultanci nie do końca byli przygotowani na taki zlot człapajacych pod nogami maluszków. Odniosłam wrażenie, że są lekko skołowani, co absolutnie nie wpłynęło na ich nie naganną prezentację ;) Po przerwie dwóch Panow z Multibanku opowiedziało o swoich produktach. Następnie była pani logopeda i na końcu pani psycholog. Opowiadały o rozwoju dziecka, na co zwrócić uwagę, pani logopeda wspominała też o wpływie smoczków na mowę dziecka a pani psycholog poświeciła chwilę by wspomnieć, że wizyta u psychologa z maluszkiem nie musi być traumą i o tym jak dalej pokutuje przekonanie, że skoro idzie się do psychologa to na pewno coś jest nie tak z maluszkiem. Racja, pamiętajmy - wizyta u psychologa wiosny nie czyni a może pomóc w dobraniu jak najlepszej metody wychowawczej, która zaprocentuje w przyszłości.

Co do gadżetów – te same co na wcześniejszym spotkaniu tyle że bez parasolki ;( Czyli zestawy kosmetyków Wibo oraz próbki Pharmaceris. W Wibo znów zasuszona maskara ale reszta kosmetyków jak najbardziej rewelacyjna;) Ponieważ było znów mniej mam niż się zapowiedziało można było dobrać sobie po jeszcze jednym zestawie Wibo i próbek. Konsultanci z Multibanku dodatkowo przygotowali niespodzianki w formie misia „Dla mistrza oszczędzania” oraz kredki! Fajna sprawa takie kredki ;)


Ponownie gratuluję organizatorom!

A na poczcie:
W końcu przypłynęła do nas rybka Nemo - nagroda w konkursie na FB Miasto Dzieci:


A w poniedziałek zawitały u nas nowe deserki Gerbara do testowania ;) A w nich: 4 słoiczki i 24 jogurciki;) Jogurciki o smaku: naturalny oraz naturalny z morelą. Słoiczki: jabłuszko z biszkopcikiem oraz delikatne jabłuszko z bananem i czarną porzeczką:


Mała już testuje, także wyniki niedługo ;)

czwartek, 13 grudnia 2012

Mali wymuszacze i strzał w kolanko…


Okazuje się, że nasza niunia nie ząbkuje jeszcze, po prostu znalazła sobie sprytny sposób na pozyskanie miejsca w naszym łóżku. Generalnie od urodzenia spała w swoim łóżeczku i nie widziała w tym nic nadzwyczajnego, do czasu kiedy mojego kochańszego zaczęły boleć plecy na tyle, że nie mógł siedzieć przy łóżeczku niuni czekając aż uśnie. Z tego względu wziął ją i położył obok siebie w dużym łóżku i tak, wtulona w tatę, zasnęła po raz pierwszy. To był nasz początek końca, inaczej mówiąc strzeliliśmy sobie w kolanko  jeśli chodzi o wspólne wieczory i szybki sen niuni. Po tygodniu się rozbestwiła. Kiedy próbowaliśmy utulać ją do snu starym sposobem zaczęły się jęki, protesty i inne ciekawe rzeczy które wzięliśmy za ząbkowanie. A miny miała chwytające za serce, biedna i zrozpaczona, więc znów lądowała w dużym łóżku. Sprytne to maleństwo takie, zanim się zorientowaliśmy co się dzieje mała już miała swoje miejsce między tatą a mamą. Mój kochańszy stwierdził, że koniec. Wracamy do początku, czyli do łóżeczka, bez względu na to jak długo to będzie trwało. I tak pierwszego dnia zabawa w łóżeczku, zanim sen błogi małą zmorzył, trwała 1,5 godziny. Drugiego już tylko godzinę, trzeciego i czwartego 30 minut. Obyło się bez zbędnych łez i maleństwo znów zasypia tam gdzie powinno. Oczywiście nie jest to radosne zasypianie bez walki! A jakże! Niunia siada, bawi się szczebelkami, metkami, kołderką i czym tylko znajdzie w okolicy rączek. Jednak konsekwencją staramy się by szybko i bezboleśnie znów zasypiała tam gdzie powinna a jeśli ma za dużo energii puszczamy ja na podłogę i pełza sobie po niej aż jest na tyle padnięta, że już w będąc w łóżeczku nie myśli o kolejnych spacerach i innych zabawach ;)

Z innych ciekawych rzeczy – okazuje się, że nasze dziecko woli obiadki gotowane w domu niż kupowane. Prawdopodobnie dlatego, że gotowane w domu posiadają jakiś konkretny smak. I tu też ciekawostka, obyło się bez soli i cukru, których jak wiemy nie powinno się używać gotując dziecku obiadek. Jak więc uzyskać konkretny smak? No więc podpowiedziała mi to moja mama, która buszując w Internecie wpadła na jakieś ciekawe forum, gdzie jedna z mam podzieliła się swoim sekretem na sukces w kuchni dziecięcej. Gotując zupkę czy przeciery czy inne obiadki dodajemy… jabłko ;) Sprytne prawda? Kroimy na plasterki, dodajemy do gotującego się wywaru i uzyskujemy na tyle smaczne danie, że dziecko (tu konkretnie nasze) woli domową kuchnię niż kupną. Fajne rzeczy jednak można czasem znaleźć w Internecie ;)

A co na poczcie?

Tutaj sporo nowości!

Po pierwsze po rejestracji w nowym serwisie Bobovity - bobovita.pl (działa od jakiegoś miesiąca, jeśli wcześniej było się zarejestrowanym to należy zrobić to jeszcze raz) otrzymaliśmy Poradnik żywienia małego dziecka, słoiczek zupki jarzynowej od 4 miesiąca oraz możliwość zamówienia 4 bezpłatnych saszetek mleka następnego Bebiko 2.


Po drugie, z konkursu przeprowadzanego na FB – zestaw startowy próbek kosmetyków Cetaphil (emulsja micelarna– 29 ml, balsam do ciała – 29 ml oraz krem intensywnie nawilżający – 14 g:


Po trzecie HiPP niespodziewanie przesłał nam paczuszkę. Okazuje się, że po rejestracji w klubie maluszka na stronie hipp.pl pierw przesyłane są próbki mleka i łyżeczka następnie co jakiś czas paczuszka dla maluszka, nasza wygląda o tak:


Po czwarte: próbki kremu na odparzenia sudomax (nie mylić z sudocream ;)


Po piąte: suplement diety morwa biała, jest to kolejna przesyłka tej firmy (po Celluoff i Bratek Plus). Otrzymałam ją po zostaniu fanem tych produktów na FB:


I po szóste, ostatnie, jeśli macie prośbę o wzięcie udziału w badaniu konsumenckim z Bebilon i się na nie zgodzicie to weźmiecie udział w rozmowie panelowej na forum. Jeśli w każdym wątku się wypowiecie (a wątków jest niewiele około 9 – 10) można otrzymać nagrodę pieniężną w wysokości 50 zł i dziś właśnie tę nagrodę otrzymałam ;) Fajnie prawda?

A teraz niespodzianka! Ponieważ w ostatnim czasie otrzymałam dość sporo produktów Cetaphil (które gorąco polecam ;) z chęcią oddam zestaw startowy opisany powyżej. Wystarczy powiedzieć mi ile (albo jak) gotować mięsko do obiadków domowych dla niemowlaka (pytam, bo mam z tym mały problem a nie dlatego, że wiem hihihi ;) Czekam do przyszłego piątku, czyli do końca świata, jak przeżyjesz to Cetaphil użyjesz! (21.12.12)

Miłej nocy i do usłyszenia!

czwartek, 29 listopada 2012

Testowania ciąg dalszy ;)



Paskudna pogoda i do tego ząbkujemy. Po prostu miazga z masakrą. Chodzę nie dospana i wszystko wyprowadza mnie z równowagi a zawsze byłam taka ostoją spokoju i radości! Ale nie czas na wypominki. Czasz na parę podsumowań! :)

Tetra Pak Streetcomu.
Powoli dobiega końca akcja Tetra Pak „karton zamiast konserwantów” w ramach kampanii Streetcom. Na początek czym jest ten cały streetcom? Jest to agencja marketingu rekomendacji, inaczej mówiąc firma specjalizująca się w marketingu szeptanym. Wchodząc na stronę streetcom.pl możemy się zarejestrować jako „ekspert” i brać udział w różnych kampaniach. Na początku wypełniamy ankiety dotyczące naszego stylu życia, potem co jakiś czas przesyłane są nam ankiety którymi uaktualniamy informacje o nas. Jeśli pasujemy do profilu zostajemy zaproszeni do kampanii. Kampanii jest wiele i są naprawdę różne od karmy dla kota Purina po szczoteczki do zębów Oral B aż po kapsułki piorące Ariel. Otrzymujemy tzw. paczkę ambasadora/ambasadorki i przystępujemy do testowania. Zazwyczaj dołączone są próbki dla znajomych z którymi rozmawiamy o danych produktach. Po każdej rozmowie wypełniamy sprawozdania z rozmów i na koniec ostatnie, nasze sprawozdanie z testów. Generalnie fajna sprawa ;) Aktualnie brałam udział w kampanii Tetra Pak „karton zamiast konserwantów”. Otrzymałam produkty spożywcze w kartonikach (groszek, kukurydza, koncentraty pomidorowe i soki do tego magnesy i ulotki dla znajomych. Generalnie akcja bardzo sympatyczna i ewidentnie informacyjna. Sama nie miałam pojęcia, że taka różnica jest w trzymaniu artykułów spożywczych w słoiku, plastiku a w kartonie. Że niekiedy trzeba używać konserwantów i innych E a w technologii kartonowej firmy Tetra Pak nie trzeba, dzięki czemu jest zdrowiej i bardziej ekologicznie. Oczywiście produkty przesłane zostały zużyte na sałatki i obiady dla znajomych, którzy do nas wpadali i przy okazji mogłam im opowiedzieć o kartonach. Pomysły na inne zastosowania kartonów były po prostu rewelacyjne ;) Np. jedna znajoma zaproponowała, żeby dać znać browarniom, w końcu piwo też nie lubi światła ani konserwantów więc kartonik byłby jak znalazł. I tak dalej i tak dalej. 
Reasumując – bardzo fajna akcja, myślę, że przydatna szczególnie dla ludzi, którzy lubią wiedzieć nie tylko co jedzą ale i jak to jedzenie jest pakowane.

Nowinki z poczty:


Próbki z firmy Mustela. Można je otrzymać po rejestracji do klubu Mustela na stronie mustela.pl. W zestaw przesłanych próbek weszły: żel do kąpieli i mycia włosów od 1 dnia życia 50ml oraz krem na odparzenia 10 ml.

Następna przesyłka była wygraną w konkursie Bepanthen: książeczka „Nareszcie razem. ABC pielęgnacji maluszka” – bardzo przydatna książeczka, ale bardziej dla przyszłych lub początkujących mam, oraz bransoletka, z którą nie za bardzo wiem co zrobić i czemu ma służyć... Inaczej mówiąc nie warto brać udział w konkursach firmy Bepanthen ;) 

No i ostatnia przesyłka to suplement diety Bratek Plus który ma mi pomóc w utrzymaniu prawidłowego stanu skóry. Swoją drogą cały czas myślałam, że tabletki te nazywają się Bartek Plus ale mój kochańszy mnie uświadomił, że tam jest napisane Bratek Plus i wiecie co? Ma to teraz więcej sensu… ;) Tabletki te można zamówić na avetpharmasklep.pl a próbki rozdawane są co jakiś czas na profilu Bratka Plus na FB;)

Może jutro będą na mnie czekać jakieś nowe prezenciki, na ten czas to tyle. Dziś wpis był wyjątkowo sponsorowany hehe Życzę Wam udanych Andrzejek i do usłyszenia niebawem! (Mam nadzieję!) :)

sobota, 24 listopada 2012

Recenzja warszatatów "Bezpieczny maluch"

W czwartek wybrałyśmy się całą plagą młodych mam i przyszłych mam (czyli w piątkę + jedna osoba towarzysząca płci "tata" z synkiem ;) na warsztaty organizowane w ramach projektu "Bezpieczny maluch". Uważam, że było to kolejne bardzo fajne i udane wyjście ;) Oprawa (sala w Hotelu Scandic) naprawdę na poziomie, przestronna, dobre nagłośnienie, przesympatyczni prowadzący. Dla odmiany głównie prowadzili mężczyźni, więc było o wiele zabawniej niż na innych tego typu wyjściach (nie mam pojęcia dlaczego). Jeśli chodzi o same warsztaty to można je spokojnie podzielić na część reklamowo - promocyjną i część sensowną i bardzooo przydatną.

Na początku była przedstawicielka firmy NUK. Opowiadała o produktach tej firmy, wplatała tam wątki z własnego życia ale generalnie chodziło o to, że NUK jest najlepsza dla niemowlaków i już ;) Kolejny przedstawiciel był panem z firmy Cybex. Oczywiście on nie będzie nic nam wciskał, ale foteliki tej firmy są najlepsze. Dodatkowo użył najbardziej znienawidzonego przez moją osobę zwrotu, coś w stylu "jeśli kochacie swoje dziecko to..", czyli podparł się sztuczką poniżej pasa, zagrał na emocjach matek i przyszłych matek nabuzowanych hormonami. Nienawidzę takiego zachowania, zawsze myślę wtedy jak nisko można upaść, żeby coś opchnąć. Czyli rodzice których nie stać na tak drogie foteliki są beznadziejni? Nie dbają o swoje pociechy? Nie wierzę, żeby mniej kochali czy mniej troszczyli się o bezpieczeństwo swoich maluchów niż posiadacze tychże fotelików... Zresztą już "off the record" sam przyznał, że te foteliki są na tyle drogie, że kupił swoim pociechom (fakt foteliki Cybex) z drugiej ręki. Kolejna pani, przedstawicielka Osmoza Care, omawiała całą gamę antybakteryjną swojej firmy. Od żeli poprzez spraye do rąk aż po opatrunki. Bardzo fajne i pomysłowe no i oczywiście - najlepsze na rynku. Faktycznie, dość ciekawe rozwiązania i przydatne rzeczy ale po co wmawiać rodzicom, że dziecko powinno przebywać w sterylnych warunkach to nie wiem. Czyli od początku przyzwyczajać je nie do mycia rąk ale do pryskania sprayem antybakteryjnym. Słaby pomysł jak na mnie ;)
Trochę ubarwiam, ale dotychczas na każdych warsztatach firmy sponsorujące ograniczały się do sponsorowania lub robiły "przedstawienia" jako nieistotny dodatek do tematu głównego (np o rozszerzaniu diety u dziecka na jednym z warsztatów opowiadała położna z przedstawicielem Enfamilu.) Pierwszy raz się zdarzyło, żebym szła konkretnie na dany warsztat który miał mówić konkretnie o danym temacie a tymczasem większość stanowiły reklamy. Mimo to dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy które mogę wykorzystać bez udziału owych firm w moim domu (aczkolwiek faktycznie jedynym smoczkiem który został zaakceptowany przez moją niunię był smoczek kauczukowy firmy NUK, więc coś tam prawdy w tym może i jest..).

Na sam koniec odbył się warsztat najważniejszy, na który czekaliśmy ponad godzinę (bo pierw były reklamy ;) Czyli pierwsza pomoc przedmedyczna dla niemowlaka. Młody pan ratownik pewnie, rzeczowo i z dużą dawką dowcipu opowiadał jak pomóc dziecku w sytuacjach nagłych i nieprzewidywanych. No i o to chodziło!! Za to duży plus!! Na koniec można było samemu spróbować resuscytacji na noworodkowych manekinach pod okiem owego ratownika. Nie było problemu, żeby się dopchać do takiego manekina, bo było ich kilka.

Oczywiście, ponieważ były to warsztaty sponsorowane, nie obyło się bez tego co tygryski lubia najbardziej, czyli gadżetów i nagród dla uczestników ;) Głównie z firmy NUK - pojemnik do przechowywania pokarmu, smoczek i parę próbek oraz Gerberki.


Jeśli chodzi o nagrody to standardowo osobiście wygrałam proszek i żel do prania, tym razem jednak dla dziecka ;) Ale były też inne, bardzo ciekawe nagrody (sterylizator, podgrzewacz do butelek i zestaw butelek NUK, produkty Osmoza Care itp.)



Także biorąc pod uwagę całość, nie były to zmarnowane dwie godziny wręcz przeciwnie mogę je z czystym sumieniem polecić innym.


Tymczasem w skrzynce...

Wczoraj miałam dość ciekawą przesyłkę, opakowanie 10 tabletek Celluoff ("Zwalcz cellulit od wewnątrz!"). Jestem bardzo ciekawa jak działają,  całkiem niedługo zobaczę w czym mi one pomogą ;)


Niestety akcja rozsyłania próbek już się zakończyła...

Do usłyszenia!


środa, 21 listopada 2012

Garść tygodiowych przemyśleń.. Czyli niewiele ;)

Dawno nic nie pisałam, mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy ;) Trochę zmogło nas wszystkich jakieś dziwne przeziębienie. Nawet psiun jakiś taki przybity chodzi. Ale już się ogarniam i piszę.

Co nowego - otóż już działa dodawanie komentarzy! Okazuje się, że był problem z weryfikacją. Już go usunęłam także można spokojnie dodawać wpisy anonimowo, bez weryfikacji słownej. Nadal jednak muszę pierw zatwierdzić tekst - nie wiem jeszcze jak to usunąć, na ten czas musi wystarczyć Wam zapewnienie, że nie mam w zwyczaju ingerować w czyjś tekst ;) No chyba, że będzie wybitnie wulgarny. Oczywiście przez te wcześniejsze problemy wmawiam sobie, że mój blog ominęło milion arcyciekawych komentarzy, w związku z czym nadal można powalczyć o kosmetyki, które przedstawione były w ostatnim poście ;) Powiedzmy do przyszłego piątku (30.11.2012), po tym terminie kosmetyki powędrują jako podarek do mojej teściowej, która jak na razie najbardziej mnie rozbawiła ;)

Pisząc o komentarzach przypomniało mi się, że miałam zjechać stronę FB firmy Micralite Polska, która promuje nowe wózki na rynku Polskim. Wózki te mają wejść dopiero od przyszłego roku a na tej stronie można zauważyć tylko wpisy mojego ulubionego typu: "ochy" i "achy" na temat wózków, których jeszcze tak naprawdę nikt na oczy nie widział. Na stronie tej codziennie jest wrzucana reklama (zdjęcie reklamowe) owego wózka. Na tych zdjęciach najczęściej jest sobie tata, dziecko i wózek. Co ciekawe, zazwyczaj tata w jednej ręce trzyma dziecko a drugą pcha wózek. No więc nie wytrzymałam pewnego pięknego dnia i wrzuciłam pod kolejnym takim zdjęciem pytanie "Czy te wózki są aż tak rewelacyjne, że dziecko nosi się na ręku, żeby go nie niszczyć?" Jak pewnie się domyślacie, mój wpis widniał zaledwie parę minut hihi Za to pojawiły się nowe zdjęcia, dziecko już jest w wózku. ;)  Nie moge się wypowiedzieć co do samych wózków, bo ich jeszcze w Polsce nie ma, ale jeśli powstaje fanpage, gdzie są tylko "ochy" i "achy" to wole omijać taki produkt z daleka, bo "wali ściema".

Miałam zamieścić recenzje książki "Świadome rodzicielstwo" którą dostałam na nieszczęsnych warsztatach "Świadoma mama", jednak kiedy zabierałam się za czytanie mój sąsiad przytaszczył do nas 3 tomową książkę "Igrzyska  śmierci", która wciągnęła mnie na amen. Bardzo fajna książka. Coś z "roku 1982" coś ze "Zmierzchu". Generalnie przyszłość w niej nie wygląda kolorowo a dzieci muszą płacić za błędy swoich potomków. Na obwolucie można przeczytać, za Chicago Sun "Jeśli którykolwiek cykl dla młodzieży może ubiegać się o koronę po Harrym Potterze czy sadze o wampirach Zmierzch, to tylko ten". Trochę przesada. Wg mnie, jeśli patrzeć na rozwój intelektualny książki i jej czytelników to "Harry Potter" mieści się gdzieś pomiędzy podstawówką a gimnazjum, "Zmierzch" - gimnazjum a liceum a "Igrzyska Śmierci" - liceum a nawet początek studiów ;) Pomimo, że książka daje do myślenia i bardzo wciąga (jest pisana w sposób bardzo lekki i przyjemny) jest niestety dość przewidywalna. Biorąc wszystko pod uwagę - bardzo zachęcam do poczytania w zimowe wieczory.  Cóż książki te (całe 3 tomy) starczyły mi tylko na 4 dni, teraz już nie mam wymówki i zabieram się do czytania "Świadomego rodzicielstwa"...

Z innych nowinek - niestety nic nowego nie wygrałam, ale za to sporo ciekawostek zastałam w skrzynce:

Na początek zestaw Młodego Technika, czyli pocztówka z choinką z elementami do skonstruowania własnoręcznie świecącej choinki ;) Można taka choinkę zamówić sobie ze strony Ulubionego kiosku. Mam nadzieję, że moim bratankom się spodoba;)


 Kolejna dzisiejsza przesyłka trochę nas zaskoczyła. Kurier przyszedł dosłownie godzinę temu. Przyniósł Cetaphil EM Do mycia Emulsję micelarną do przetestowania oraz dwie próbki innych produktów Cetaphil. Prawdę mówiąc zapisując się na stronę Ofemin do Klubu Ekspertek nie sądziłam, że coś z tego będzie. A tu taka miła niespodzianka ;)


Tytułem pożegnania: jutro idziemy z dziewczynami na kolejne warsztaty. Tym razem "Bezpieczny Maluch" także opinia z nich powinna się pojawić już jutro, góra w piątek ;) A teraz dobranoc Wam wszystkim i do usłyszenia ;)


poniedziałek, 12 listopada 2012

Wielka wyprawa na basen.



Niedawno na grouponie była bardzo ciekawa oferta szkółki pływackiej dla niemowląt i dzieci „Na Fali”. Jest to jedna z droższych szkółek w trójmieście (10 wejść na 30 minutowe zajęcia kosztują 400 zł). W tej ofercie można było wykupić 10 wejść na 30 minutowe zajęcia w cenie 160 zł. Nieźle prawda? Też tak uważam. Dlatego zainwestowaliśmy i w sobotę wybraliśmy się całą rodziną do Hotelu Novotel Marina na nasze pierwsze zajęcia. Niunia zachwycona!!! Było sporo maluszków i świetna prowadząca. Generalnie z całego serca polecam takie zajęcia. Jednakże pomyślałabym nad innym miejscem. Novotel nie jest niestety przygotowany na taki najazd niemowlaków.  W malutkiej przebieralnie są tylko trzy przewijaki (to i tak o trzy więcej niż na osławionym Orlenie), można co prawda jeszcze znaleźć dwa dodatkowe miejsca „na ladzie”, ale są one usytuowane przy otwartych drzwiach prowadzących na siłownię (nie, nie da się ich zamknąć), przez co przebieramy mokre dziecko w dość zimnym miejscu. Wyszło na to, że dzieci na samych zajęciach nie płakały i bardzo fajnie się bawiły, niestety po zajęciach część z nich nie było już przygotowane na przebieranie w chłodzie. Sam basen ma bardzo śliskie dno, ale spokojnie można temu zaradzić dzięki specjalnym butom do wody, które są aktualnie w promocji (za 20 zł) w Decathlonie. Zajęcia, jak już wspomniałam, rewelacyjne. Rodzice z maluszkami śpiewali piosenkę powitalną, potem były zajęcia i na koniec kolejna wesoła piosenka. Cała wyprawa, w naszym przypadku trwała od 9 do 12, także sporo czasu potrzeba na dojazd, przebranie, 30 minut zajęć, przebranie, karmienie i powrót ;) Także jeszcze raz - jeśli macie możliwości lub będzie kolejna taka oferta na grupowych zakupach – to polecam! 

Dziś niestety nic do nas nie doszło (jeśli chodzi o gadżety). Nie doszła nawet nasza prenumerowana gazeta. Coś mi się wydaje, że znów zmienili nam listonosza.. Trochę kanał.. Mam jednak nadzieję, że po jutrzejszej rozmowie na pobliskiej poczcie nasze rzeczy wrócą do naszej skrzynki ;)

No i teraz niespodzianka! Mam gadżety, których na pewno nie użyję. Są świeżutkie i nowiutkie ;) W zestaw wchodzą: lakier do paznokci, kolor.. hmm.. powiedzmy, że seledynowa zieleń, szminka – czerwony wchodzący w róż oraz błyszczyk, no ustalmy, że złoty firmy Wibo ;) Jak widzicie, kiepsko mi idzie z kolorami, dlatego wrzucam zdjęcie ;) 


Jeśli czyta to ktoś, kto przygarnie owe kosmetyki pod swój dach i potraktuje je łaskawie, chętnie oddam ;) Wystarczy wpisać (w sposób zabawny) chęć w komentarzu. Zasady proste – kto mnie rozbawi, otrzyma zestaw ;) Banalne! No to do dzieła, czekam do piątku. Jeśli nikt się nie zgłosi… to coś wymyślę ;)

czwartek, 8 listopada 2012

Poszukiwanie pracy, dzień pierwszy.

Na początek mała anegdotka.

Parę dni temu pojawiło się bardzo ciekawe ogłoszenie o pracę. Idealnie dopasowane do moich potrzeb - pół etatu, zlecenie, blisko domu, elastyczny czas pracy. Cudo!! Zachwycona chciałam jak najszybciej aplikować na to wolne stanowisko. W ogłoszeniu był tylko adres i telefon oraz informacja by się kontaktować bezpośrednio przez telefon. No to szybciutko wykręciłam numer, i...
"Taa??" - powiedziała starsza, bardzo znudzona pani.
"Dzień dobry, czy to ta i ta firma?" - trochę zwątpiłam, więc chciałam się upewnić.
"Taa.." - usłyszałam, mało zdecydowane, ale zapewnienie.
"Dzwonię w sprawie ogłoszenia o pracę" - już pewna siebie.
"No i?"
"No i chciałam się umówić na spotkanie, albo dostarczenie CV. No i czy to ogłoszenie jest jeszcze aktualne?" - już mniej pewna siebie..
"Taaa.." - no tu już trochę bardziej zwątpiłam w to całe wolne stanowisko...
"No ale co ta??" - grzecznie brnę dalej.
"No wysłać CV" - zostałam uprzejmie poinformowana.
"Rozumiem, że na podany adres siedziby?"
"Nie, na maila"
"Ale nie podali państwo maila"
"O jezuuuuuu.. No gdzieś on jest.. Hm... Pani poszuka sobie.. Na stronie chyba jest"
Znalazłam, wysłałam, dostałam zwrot (bo skrzynka pełna, więc albo nie czytają maili albo mają beznadziejną skrzynkę). Wysłałam drugi raz, dotarło i czekam. Po tak ciekawej rozmowie może być tylko lepiej ;)

A teraz nowe gadżety, które dotarły do nas dziś.

Na początek zestaw ubranek jesiennych dla dziewczynki, wygranych.. No i tu mam mały problem gdzie. Przypuszczam, że za konkurs sms zorganizowany przez mega wypaśną gazetkę "Mamo to ja". Jest to nasza ulubiona gazetka dotycząca tematów "około niemowlęcych". Nie tylko dlatego, że już raz w niej wygrałam i to nie byle co a pralkę Beko, ale dlatego, że ma najciekawiej dobrane tematy i faktycznie można znaleźć w niej coś dla każdej młodej mamy.

Prezentacja nagrody:

1. Płaszczyk polarowy, oczywiście różowy :)

 2. Płaszczyk gumowy, przeciw deszczowy, też różowy (może słuzyc w razie co za super śliniak):
 3. Ocieplane kaloszki z motywem motylka:
 4. No i czaderska parasolka, której na pewno wszyscy będą małej zazdrościć na dzielni! ;)

Kolejna przesyłka była niezłym zaskoczeniem. Zamówiłam ją w poniedziałek a już przyszła i to z UK! Jednak co  Royal Mail to nie Poczta Polska. ;)
Dla osób lubiących zwiedzać Londyn, mam tu miłą niespodziankę. Na tej stronie można zamówić sobie mapę Londynu oraz miesięcznik zwany London Planner, z opisem najciekawszych wydarzeń w tym mieście w danym miesiącu. Oczywiście w języku angielskim, za to można wybrać sobie miesiące jakie nas interesują.



niedziela, 4 listopada 2012

Fisher Price kontratakują!



Waga: już wiem co to jest ten cały efekt jojo..
Mąż: pomimo efektu jojo nadal jeden ;)
Niemowlę: jedno
Pies: jeden


Dziś popiszę sobie o zabawkach Fisher Price. Są to moje ulubione zabawki, niunia dopiero się z nimi zapoznaje, ale już wykazuje duże zainteresowanie. 

Wiele lat temu (dokładnie 6) kupiłam trzy zabawki mojemu chrześniakowi (szczeniaczka uczniaczka, garnuszek klocuszek oraz krzesełko uczydełko). Po tych 6 latach i dwójce moich bratanków nasza niunia dostąpiła zaszczytu przetestowania ich na własnej skórze ;) Zabawki, pomimo upływu lat, wyglądają jak nowe! Wątpię czy ktoś by uwierzył, ile już przeszły. Grają również tak samo, wszystko generalnie działa jak należy. Czasem tylko szczeniaczek odzywa się nie proszony w środku nocy i wtedy dobiega nas z drugiego pokoju „kocham Cię” lub „zostań moim przyjacielem”, ale jest to malutka cena za tak udane zabawki ;) Nie są to zabawki tanie, jednak biorąc pod uwagę jak genialnie się sprawują, po prostu znają swoją wartość. Ostatnio w sklepie widziałam idealną, o wiele tańszą podróbkę garnuszka klocuszka. Nawet na pierwszy rzut oka myślałam, że jest to FP i mocno zaskoczyłam się ceną. Niestety nie wiem jak ten zamiennik działa w ekstremalnych warunkach i czy żywotnością dorównuje oryginałowi. W zeszłym tygodniu nasza niunia została właścicielem kolejnej zabawki tej fajnej firmy - grający uczący. Niestety, tym razem jestem trochę zawiedziona. Zabawka sprawdza się jak należy, dziecko się cieszy i wciska co trzeba, ale.. Ten sam słodziutki, kobiecy głos, który jest nam tak dobrze znany z wcześniejszych zabawek, tym razem śpiewa pioseneczki strasznie szybko i nie wyraźnie. Słuchamy tego dzień w dzień i do teraz nie wiem o co biega z tą krową na księżycu.. Wydaje mi się, że coś jest nie tak w tej zabawce z dźwiękiem, po prostu ktoś coś próbował przekombinować. Również z przekombinowaniem można się zetknąć w nowym (ulepszonym) szczeniaczku uczniaczku w dwóch wersjach językowych. Taki natłok słów po polsku a po chwili po angielsku, że spokojnie można zwariować po 5 minutach, a dopiero co zdążył powiedzieć o 2 rączkach i brzuszku. A szkoda!

Także kupując owe zabawki pierw je włączmy w sklepie i posłuchajmy, czy warto. Pierwsze trzy polecam z całego serca. Trzecie pokolenie je poleca również. Grający uczący nie jest obowiązkowy, a nowsza wersja uczniaczka jest nie koniecznie lepsza. Lepiej zainwestować w jedno językowy (albo polski albo angielski) podwójny jest bzdurny! ;)
 
NOWINKI!

Wczoraj otrzymałam nowe próbeczki (mini), można je zamówić na stronie:  https://www.johnsonsbaby.com.pl/products,zamow.html



Jest to jedna z niewielu firm która mnie nie zawiodła: od soczewek kontaktowych po produkty dla niemowlaka. Akurat w naszym przypadku, nie wysuszają małej skóry (czego nie mogę niestety powiedzieć o oliwce NIVEA czy o mleczku aksamitnym nawilżającym NIVEA). Zresztą proponuje zamówić i wypróbować na sobie ;)