Ciężko się zebrać (a w szczególności swoje
myśli) w wakacje, gdzie powinno się odpoczywać i cieszyć dobrą pogodą. Dlatego
też dopiero teraz zamieszczam relację ze spotkań w Klubie Mamy i Taty na
Kowalach, gdzie wraz z niunią mieliśmy zaszczyt przez tydzień uczestniczyć w
zajęciach.
Nie wiem jak jest w innych miastach bo
dotychczas nie zagłębiałam się w temat klubów malucha, ale my mamy coś takiego! :) Jest to genialny pomysł w swej prostocie. Kluby są organizowane przez mamy dla innych mam. Ten konkretny klub ma swoją
siedzibę w Gminnym Domu Kultury na Kowalach, czyli posiada super zaplecze dla
rozbieganych maluchów. Zajęcia trwały dwa tygodnie na przełomie lipca i
sierpnia. Każdego dnia były zorganizowane nowe zabawy dla dzieci oraz spotkania
z różnego rodzaju specjalistami (logopeda, prawnik, fotograf itd.). My braliśmy
udział tylko w wybranych zajęciach w ostatnim tygodniu w tych „maluchowych
półkoloniach” :)
Pierwszego dnia, trochę spłoszona, poszłam z
małą zobaczyć co to w ogóle jest, z czym to się je i czy poważnie mogę wraz z nią wziąć udział w bezpłatnych zajęciach. Od progu byłam mile zaskoczona,
atmosfera która towarzyszyła całemu spotkaniu pozwalała nam na dobre
samopoczucie, nie byliśmy tam intruzami a kolejnymi towarzyszami zabaw i
odkryć! Każdy uśmiechnięty, powitania z każdej strony ale też brak nagłego
zainteresowania „nowymi” i pozostawienie nam wolnej przestrzeni byśmy mogły się
oswoić z tym co zastałyśmy. Nikt Cię nie zamęczał od progu regułami, zakazami
czy obowiązkami. Odniosłam wrażenie, że jest to miejsce, gdzie każdy jest mile
widziany ale też każdy jest odpowiedzialny za to, co po sobie zostawi inaczej
mówiąc od progu jest się już współtwórcą tego miejsca. Zasady proste i banalne,
czyli odnoszące się do zasad dobrego wychowania i współżycia społecznego nic
więcej, uśmiech, dobra zabawa i wzajemna życzliwość to już każdego własny
dodatek ;)
W tym dniu nie brałyśmy udziału w żadnych zajęciach, spędziłyśmy czas w „pokoju zabaw” gdzie oswajaliśmy się z nowym miejscem, innymi rodzicami i dziećmi oraz nowymi i dotąd nie wylizanymi zabawkami. Niunia biegała jak opętana przez ponad godzinę, co chwilę robiąc niesamowicie wielkie i głośne „OOOOOO”! Także każda rzecz została powitana okrzykiem zdziwienia i pełni szczęścia na twarzy. Po tym wstępie zakończyłyśmy nasz udział czterogodzinną drzemką! Czyż to samo z siebie nie jest cudowne? Nie dość, że dziecko zadowolone, na pewno nie znudzone i jeszcze tyle czasu dla siebie? Nie było innej opcji, trzeba było to powtórzyć.
Po wieczornych
ploteczkach z sąsiadkami we wtorek już wybrałyśmy się zwartą ekipą mam, inaczej
mówiąc zaatakowałyśmy w trzy mamy z trzema roczniakami :) Udało nam się tym razem uczestniczyć w „Rodzinnym
baraszkowaniu” prowadzonym przez Panią Magdalenę. Dawno się tak nie ubawiłam z
moim dzieckiem. Dawno też nie miałam takiego poczucia, że właśnie dlatego wybrałam
swój zawód, żeby mieć z tego też frajdę, co mnie dość mocno podbudowało w
trwającym od dłuższego czasu kryzysie tożsamości jakiego doświadczam ;) Udało
się nam nawet trochę pobrudzić w kolejnych zajęciach czyli w „Smyka Plastyka”,
niestety jednak nie dotrwaliśmy do zajęć z panią logopedą - a szkoda!
Kolejnego dnia zdążyłyśmy na zajęcia „A cio to”. W tym dniu dzieci poznawały zmysł słuchu, także ku uciesze wszystkich maluchów było bardzo, bardzo głośno i bardzo, bardzo wesoło.
W czwartek z kolei wybrałyśmy się na dogoterapię. No tutaj, pomimo, że zajęcia były fantastyczne, nie zainteresowały mojego szkraba. Prawdopodobnie nie jest już dla niej sensacją wielki czarny pies (z racji posiadania własnego) za to zabawki piesków okazały się być szczytem marzeń o posiadaniu. Po długiej walce udało mi się odciągnąć niunię od psich zabawek i zainteresować kredą oraz innymi dziecięcymi zabawkami.
W piątek było już nasze ostatnie spotkanie „A cio to”. Tym razem z piórkami – po tych zajęciach moje dziecko z uporem maniaka znosi mi do domu wszelakie pióra które znajdzie na podwórku. Nie miałam wcześniej świadomości ile otacza nas pierza! To tylko potwierdza moje wcześniejsze przypuszczenia, że malutkiej naprawdę się wszystko strasznie podobało!
Jednym słowem strasznie szybko uciekł nam ten tydzień!
Jestem zachwycona moim odkryciem i zapewne jeszcze nie raz skorzystamy z ofert
wszelkich Klubów Malucha z okolicy! Z tego miejsca strasznie chciałam
podziękować organizatorom, prowadzącym i wszystkim uczestnikom za to, że nas
przyjęliście i pokazaliście nowy, bardzo kolorowy, wesoły i pełen zabawy świat
a w szczególności za to, że jesteście i naprawdę widać, że „Wam się jeszcze
chce”!:)
Kolejnego dnia zdążyłyśmy na zajęcia „A cio to”. W tym dniu dzieci poznawały zmysł słuchu, także ku uciesze wszystkich maluchów było bardzo, bardzo głośno i bardzo, bardzo wesoło.
W czwartek z kolei wybrałyśmy się na dogoterapię. No tutaj, pomimo, że zajęcia były fantastyczne, nie zainteresowały mojego szkraba. Prawdopodobnie nie jest już dla niej sensacją wielki czarny pies (z racji posiadania własnego) za to zabawki piesków okazały się być szczytem marzeń o posiadaniu. Po długiej walce udało mi się odciągnąć niunię od psich zabawek i zainteresować kredą oraz innymi dziecięcymi zabawkami.
W piątek było już nasze ostatnie spotkanie „A cio to”. Tym razem z piórkami – po tych zajęciach moje dziecko z uporem maniaka znosi mi do domu wszelakie pióra które znajdzie na podwórku. Nie miałam wcześniej świadomości ile otacza nas pierza! To tylko potwierdza moje wcześniejsze przypuszczenia, że malutkiej naprawdę się wszystko strasznie podobało!
Stronę opisanego klubu Mamy i Taty na Kowalach znajdziecie tutaj.