piątek, 18 października 2013

Dzień malkontenta...


Mąż: jeden, niezmiennie
Dziecko: jedno
Pies: jeden
Waga: nie działa
Miejsce w żłobku: najbliżej 253, najdalej 173...

Jak bardzo musi być chory kraj i nieuleczalnie powalone miasto aby na każdym kroku słyszeć złote rady typu „rozwiedźcie się, bo to nie jest kraj dla małżeństw, tym bardziej z dziećmi”. Nie jest to też kraj dla osób starszych bo NFZ i ZUS mają w nosie emerytów. Nie jest to tez kraj dla młodych wchodzących na rynek (bez)pracy i (bez)perspektyw.. To dla kogo to jest kraj? Pewnie sporo z Was zauważyło jak bardzo jest rozbudowany aparat pomocy dla osób samotnie wychowujących, kiedy pierwszy raz zetknęło się z listami do żłobków czy przedszkoli „publicznych”. Mieszkamy w południowych dzielnicach Gdańska, gdzie włodarze najwyraźniej nie widzą, że mieszka tu sporo młodych ludzi z dziećmi, więc nie ma potrzeby tworzenia żłobków i przedszkoli w tym rejonie. Mało tego, można wręcz zlikwidować szkoły bo gimnazjaliści są na tyle „duzi i samodzielni” by wędrować na drugi koniec miasta do szkoły. Co z tego że zajmuje im to pół dnia, przecież nie ma potrzeby by chodzili na jakieś dodatkowe zajęcia typu basen czy „wydumana” gra ma fortepianie, w końcu nasz wspaniały system zapewnia im wystarczająco dużo atrakcji. Dochodzi do takich absurdów, że zapisując dziecko do najbliższego żłobka (czyli dwie dzielnice dalej) nasz szkrab zajmuje dumne 600 miejsce w kolejce! Paranoja! Na każdym kroku odczuwam jakąś dodatkową karę za zawarcie związku małżeńskiego - najwyraźniej skoro było nas stać na ślub to nie potrzebujemy miejsca w publicznym żłobku czy przedszkolu, bo stać nas również na prywatny... Nie chce tu absolutnie zabierać praw osobom samotnie wychowującym, bo mogę sobie tylko wyobrażać jak jest im ciężko. Znam jednak wiele par których sytuacja finansowa oraz bzdurne prawo nie tylko zmusiła do niezawierania małżeństw ale wręcz do rozwodów, tylko dlatego że małżeństwo się nie opłaca z perspektywy rodzica. Przecież to wstyd dla kraju i jeszcze większy dla tego wstrętnego miasta w którym trzyma mnie tylko kredyt bez dopłat rządowych (które notabene otrzymałabym gdybyśmy nie byli tak głupi żeby się żenić, bo we dwoje nie spełniamy kryteriów, ale już jako singel na swoim a i owszem...)

Tym sfrustrowanym wpisem kończę na dziś i ogłaszam dzień malkontenta jako zakończony i mam nadzieję już nigdy do niego nie wracać...