czwartek, 10 lipca 2014

MK Cafe czyli spotkania mam karmiących piersią przy kawie.

UWAGA UWAGA OGŁOSZENIE!! :)

Od lipca rusza w Gdańsku samopomocowa grupa mam karmiących piersią. Często na drodze do udanej laktacji stoi tylko brak wsparcia i my chcemy to zmienić. Nasze spotkania będą poruszały tematy około karmieniowe, będziemy dzielić się swym laktacyjnym doświadczeniem i dodawać siły na mlecznej drodze.

Prowadzące:
Anna Rogalska-Bućko Mama 3 letniej blw'owej Łucji i 5 miesięcznego Karola, od ponad 3 lat aktywna mama laktacyjna z doświadczeniem wzlotów i upadków, karmieniem w ciąży i w tandemie, nauczyciel PSNNPR, przyszły dietetyk, prywatnie miłośniczka dobrego jedzenia. Liderka Klubu Mam Gdańsk Morena.

Marta Baj Lieder Mama 6 miesięcznej mlecznej Mariki, logopeda wczesnej interwencji, terapeuta SI, terapeuta ręki, instruktor masażu Shantala i Doradca Noszenia ClauWi, autor książki "Barwy świata". Liderka Klubu Ratatuj na Jasieniu.

Kiedy: 23.07.2014
O której: 10.00 Gdzie: Centrum Terapii Logop ul. Rysia 2, Gdańsk-Jasień

Udział w spotkaniach jest bezpłatny.
Obowiązują zapisy: marta-baj@wp.pl

sobota, 24 maja 2014

Szybka - dwudniowa rozdawajka!:)

Mamy 12%! Dalej zachęcam nawet do niewielkiego wsparcia i udostępniania informacji o zbiórce funduszy na modernizację jedynego placu zabaw na obszarze kilku kilometrów.

Myślę, że dziś jest dobry dzień na wprowadzenie małego dreszczyku emocji:
zapewne każdy z nas ma taki dzień w którym nie może znaleźć długopisu a klucze poniewierają się nie wiadomo gdzie... Dziś i jutro rozdajemy zestaw 2 długopisów z breloczkiem za pięć kolejnych wpłat minimum 5 złotowych. 

Do dzieła!:)

wtorek, 20 maja 2014

Kolejny partner! Nadal możesz się przyłączyc do naszej akcji! :)

Czas na prezentację kolejnego partnera.

Terapia Manualna - Dominik Włoch podarował rabat 40 zł dla 10 osób na godzinny masaż odprężający z dojazdem do klienta, przy wpłacie 80 zł.

http://terapia.projekt-zmiana.pl/
 
Kim jest Dominik i dlaczego warto go poznać?

Dominik jest pedagogiem, którego pasjonują wyzwania i podróże. Pieszo pielgrzymował do Santiago de Compostela, Rzymu, Jerozolimy, Medjugorie oraz Asyżu. Łącznie przeszedł prawie trzydzieści tysięcy kilometrów!

Jest również terapeutą manualnym, certyfikowanym coachem i trenerem twórczego myślenia. Swoimi talentami i doświadczeniem dzieli się z innymi prowadząc spotkania i prelekcje. Jako wolontariusz spędził ponad rok na Madagaskarze pracując w przychodni prowadzonej przez ojców salezjanów. Pomagał najbardziej potrzebującym, opiekował się dziećmi z porażeniem mózgowym oraz ludźmi po udarach i wylewach. Jego ostatnim dziełem jest książka "Małe cuda Boga" wydana w 2012 roku.

Jest to naprawdę ciekawy i wspaniały człowiek. Myślę, że warto się z nim spotkać nie tylko ze względu na rewelacyjny masaż!:)
 
Nadal liczę na wszelką pomoc - w rozgłaszaniu i przy wsparciu. Wystarczy po 5 zł od każdego z nas a dzieciaki w końcu będą miały taki plac zabaw na jaki zasługują!:)
 

niedziela, 18 maja 2014

"Hera, Koka, Hasz, LSD - plac zabaw po nocach mi się śni!"

Na pierwszej stronie Polakpotrafi.pl jest dziewczyna (Karolina Czarnecka), która zrobiła furorę swoją piosenką "Hera, koka, hasz, LSD". Rozpoczęła ona zbiórkę na nagranie teledysku do swojego konkursowego hitu, oczywiście w pierwszy dzień zdobyła 100%, każdego kolejnego dnia miała kolejne setki... Dziś już ma 349% i 16 dni do końca projektu.. Od czasu jak ruszył również nasz projekt (w sumie oba ruszyły w tym samym czasie) mój luby i sąsiedzi chodzą i ciągle śpiewają tą piosenkę. Jest to tak ogromne zjawisko, że od wczoraj niunia zaczęła im wtórować co doprowadza mnie już do lekkiego szału... Kochańszy co prawda nuci to nieświadomie ale widząc moją minę szybko się ogarnął i trochę zmodyfikował tekst, i właśnie on jest naszym dzisiejszym hasłem:
"Hera, Koka, Hasz, LSD - plac zabaw po nocach mi się śni!"

Kolejnym partnerem naszego projektu jest SpoTykalnia stworzona przez Magdalenę Niewęgłowską - psychologa, seksuologa, arteterapeute, twórcy artykułów dla trojmiasto.pl Pomysłodawczyni i założycielka SpoTykalni - przyjaznego miejsca rozwoju twórczego, osobistego i psychoseksualnego dla każdego.


"Spotykalnia" to miejsce spotkań wszelakich...

Z kim?
Z kimś, kto wysłucha, ze specjalistą, z grupą podobnych osób lub zupełnie różnych. Z tymi, którzy już znają rozwiązanie i z tymi, z którymi warto szukać...

Po co?
Żeby zapobiegać nudzie i samotności, rozwiewać wątpliwości, być w kontakcie z innymi, poznać lepiej siebie, poszerzać horyzonty, oswajać emocje...

Jak, gdzie, kiedy?
Przy herbacie, przy wspólnych działaniach, przy piecu, przy muzyce. Czasem w gabinecie,czasem w sali "artystycznej" a czasem w kuchni, przy czajniku ..."


sobota, 17 maja 2014

Akcja modernizacja - dzień trzeci! :)

Hasło na dziś:  

Ranek przywitał nas pięknymi 7% (jeszcze 150 zł i będziemy mieli 10%)! Druga miła informacja to taka, że być może niedługo pojawi się nowy partner projektu! ;) Na ten czas omawiane są szczegóły współpracy, mam nadzieję, że już niedługo podzielę się z Wami tą słodką informacją ;)

Kim jest partner?

Partner to ktoś kto chce nam pomóc zebrać potrzebną kwotę oferując swoje usługi lub rabaty na usługi czy rzeczy materialne w formie gadżetów czy własnych umiejętności w zamian za dobre słowo i reklamę Rozpoczęliśmy projekt z czterema partnerami, mam nadzieję, że będzie pojawiać się ich więcej.

http://2style.pl/

Jednym z partnerów akcji jest studio fotograficzne 2 Style z Gdańska (ul. Świętokrzyska, z nieoficjalnych informacji wiem, że niedługo być może ruszy filia na Gdańskiej Morenie). Studio to posiada szeroki wachlarz usług. Wraz z mężem już niejednokrotnie korzystaliśmy z ich oferty (sesja ślubna, sesja z brzuszkiem czy szybkie wykonanie zdjęć do dokumentów) i jesteśmy z nich bardzo zadowolenie i z czystym sercem możemy polecić to studio każdemu z Was! Zresztą zdjęcia użyte na mojej stronie ciezarowki-gda.pl oraz FB ciężarówek pochodzą właśnie ze studia 2 Style ;)

Właściciel firmy Michał Piotrowski zaoferował dla Was bezpłatne wykonanie kompletu zdjęć (4 szt) do dokumentów (do wyboru paszport, dowód, prawo jazdy, legitymacja) w 2 Style studio dla 30 osób, które zdecydują się wesprzeć projekt kwotą 100 zł i wyższą. Warto się pośpieszyć, jedno miejsce już zostało wykupione;)

czwartek, 15 maja 2014

Ruszył projekt na polakpotrafi.pl - zmodernizujmy plac zabaw! :)

„Wychodząc na przeciw potrzebom mieszkańców Gdańska – Klukowa, Szkoła Podstawowa nr 82 wraz z Radą Rodziców i z Fundacją IDEA opracowała nowy plan zagospodarowania placu zabaw. W założeniu nowy plac zabaw ma być bezpieczniejszy – ogrodzony ze wszystkich stron oraz otwarty dla wszystkich mieszkańców, nawet po godzinach otwarcia szkoły oraz w dniach wolnych od zajęć.”

Kochani – uprzejmie informuję, że nasz projekt przeszedł pozytywnie weryfikację i właśnie ruszył na Polakpotrafi.pl

Zachęcamy do zapoznania się z nim, polubienia, udostępniania, tweetowania, pisaniu o nim na blogach i wysyłaniu maili z informacją do znajomych Oczywiście zachęcamy również do wsparcia, nawet niewielkiego (jak to ujął jeden z uczniów SP 82 „grosik do grosika i uzbieramy na nowego konika!”)!

Jeśli chcesz zostać partnerem projektu wystarczy, że zgłosisz się do nas z usługą, rabatami na usługę, gadżetami (smycze, breloczki, długopisy itd.) i innymi pomysłami które to zostaną przekazane jako prezenty dla darczyńców co zwiększy nasze szanse na powodzenie! 



środa, 14 maja 2014

Co jest i co będzie! :)

Waga: nadal popsuta :)
Żłobek: oby nigdy więcej...
Mąż: nadal jest!:)
Zwierzę: tak sierści, że aż dziwne, że jeszcze nie znikł...

Moje dziecko skończyło 2 lata!! :) Normalnie szok jak to zleciało. Minęło też już pół roku największego zagrożenia infekcjami i ogólnego (niby) "zmęczenia". Objawia się to tym, że jeśli do tej pory myśleliśmy, że mamy bardzo ruchliwe dziecko to teraz mamy już chyba nadpobudliwe psycho - ruchowo hehe;)

Młoda nas codziennie zaskakuje, ma już większy czas skupienia się, coraz większy zasób słów, zaczyna powtarzać prawie wszystko co usłyszy :) Maluje, rysuje, śpiewa, tańczy i wszystko co można sobie wyobrazić to robi. Jedyne do czego nie ma serca to nocnik..




Tak, nocnikowanie, temat rzeka.. U większości trwa to około tygodnia - dwóch.. U nas już ciągnie się nie wiem ile... I chociaż wydaje mi się, że jest już lepiej i powoli widać efekty, dalej uważam, że to było dla niej po prostu za szybko. No ale już trudno - zaczęliśmy, zainwestowaliśmy w majteczki i spodenki oraz zwiększyliśmy pulę miesięcznych wydatków na proszek do prania i prąd więc teraz nie możemy się wycofać;)

No dobra, to był szybki skrót, wiele się ostatnio działo więc jak zwykle pierwszy oberwał blog - bo na niego jest najmniej czasu. Teraz nie będzie już tak łatwo - zaczynamy akcję pt. "Rozbudowa i modernizacja placu zabaw" w jednej z dzielnic Gdańska i relacja z tego projektu będzie się tu pojawiała na bieżąco - bo to będzie moje drugie dziecko i mam zamiar nacieszyć się nim wszędzie gdzie tylko mogę;) Projekt pewnie ruszy na dniach, więc wpis ten traktujcie jako zajawkę;) 



Mam nadzieję, że wszystko się uda, więc trzymajcie za nas i nasz projekt kciuki!!:)

czwartek, 6 marca 2014

Odpowiedzialność moralna rodzica...

Myślicie, że istnieje w tych czasach coś takiego jak odpowiedzialność moralna? Jakaś empatia, jeśli nie do dorosłych osób to chociaż w stosunku do zdrowia i życia naszych dzieci? Ja dotychczas myślałam, że potrafię zachowywać się fair w każdej sytuacji, nie spodziewałam się widocznie co może się przytrafić.

Od września dostałam fajną pracę, cieszę się z niej bardzo :) Jest idealna jeśli chodzi o połączenie pracy i opieki nad małym dzieckiem. Jak już wspominałam w innym poście - niestety nie dostaliśmy się do żłobka publicznego więc zapisaliśmy młodą do prywatnego, niby sprawdzonego, o nienagannej opinii. Wrzesień przeleciał jak marzenie, już myśleliśmy, że wszystko ułoży się w sposób piękny i kolorowy...

Przyszedł październik i pierwsze standardowe choroby - katar, kaszel, czasem gorączka. Jeden antybiotyk, drugi, trzeci.. Pełno diagnoz - zapalenie pęcherza, choroba Bostońska, rotawirus razy 2 i ta dobijająca "wirusówka". W końcu załamana wyprosiłam na lekarzu, żeby odłożył na bok telefon i sprawy przychodni i przyjrzał się dokładnie karcie, no bo w końcu miesiąc gorączki, pełno leków, kupa kasy za burdą a poprawy nie widać, mała jak się męczyła tak męczy się dalej.. Otrzymałam skierowanie do szpitala - może czas na pełniejszą diagnozę. Już przy przyjęciu było wiadomo, że ma zapalenie płuc, powiększone organy i zapalenie spojówek.. A to był dopiero początek.. 

Listopad przeleciał zdecydowanie wolniej, w szpitalu podłączona do rurek, przewodów, kroplówek i dializ z cudownymi lekami i ciągłe badania - coś wykluczyli coś nowego szukają i tak w kółko. Po kilku dniach dostaliśmy pierwszą pewną diagnozę - mononukleoza. Świat się nie kończy, to nic strasznego. Sama choroba w sobie ani straszna ani groźna, jednakże jej skutki... no cóż mogą być opłakane. 

Zanim opowiem o szpitalu pokrótce coś o chorobie:

Mononukleoza zakaźna – choroba wirusowa. Zakażenie następuje przez ślinę (kiedyś nazywana chorobą pocałunków). Długo się wylęga, nawet 30-50 dni, a zaraźliwość utrzymuje się przeważnie do 5 dni od pojawienia się wysokiej gorączki, ale wirus EBV może utrzymywać się w ślinie osoby, która była chora i nadal zarażać do pół roku. Mononukleoza upośledza odporność, dlatego chory narażony jest w późniejszym czasie na liczne infekcje oraz wnikanie patogenów.

No właśnie upośledza odporność, dziecko traci naturalna barierę i ochronę i leży w szpitalu na oddziale zakaźnym, to nie może się skończyć dobrze.. Jak wiadomo obchody są dwa, szpital kliniczny więc można zamienić spokojnie słowo "obchód" na "pochód". 7 ludzi wchodzących z pokoju do pokoju a nasza izolatka na samym końcu. Skutek prawie natychmiastowy- rotawirus. Ale nie jakiś tam rota, rota szczep szpitalny atakujący naprawdę osłabiony organizm. Skutek? Mega odwodnienie, anemia, odchodzenie rodziców od zmysłów + zarażony tata. Po rozmowie z lekarzem prowadzącym następuje zmiana - 2 osoby na obchodzie, dzieci z mono pierwsze w kolejności - ciężej przenieść mono na inne dziecko niż ospę, rota, sepsę na dzieci bez odporności (czyt. z mono)... Po kilku dniach poprawa w końcu zakończenie gehenny i powrót do domu.

Grudzień.. Izolacja... Dziecko ma być w izolacji jak najdłużej się da, najlepiej miesiąc żeby do siebie doszło a pół roku minimum omijać szerokim łukiem skupiska ludzkie - sklepy, kościoły, żłobki.. Młoda ma nową dietę, wszystko bez laktozy - po takim rota jelita mogą dłużej dochodzić do siebie. My też dochodzimy do siebie, kochańszy ma gorzej, przeżył traumę - to on był przy dziecku większość czasu w szpitalu, bo ja w nowej pracy, szkoda ją utracić gdy nagle potrzeba więcej pieniążków niż zwykle. Zaczynamy dochodzenie - kto? Gdzie? Jak? Idę do żłobka, wypisać dziecko - skoro może pół roku zarażać nie chcę narażać inne dzieci na taki stres, tym bardziej, że lekarze twierdzą, że nasza mała przeszła to "na lighcie". Poza tym ma unikać skupisk, odbudować odporność. Rozmawiam z opiekunkami, informuję o chorobie i proszę by wszyscy rodzice zostali poinformowani, pytam - czy jakieś dziecko chorowało na gardło, anginę? Młoda kradła smoczki dzieciom (sama nie miała więc ją ciekawiły), ze smoczkami jest kilka dzieci - może któreś z nich? Drogą dedukcji i grzebiąc w pamięci wychowawczyni przypomina sobie, że jedno z dzieci cały sierpień chorowało na gardło (to angina, to zapalenie - często mylone z mono) - jest trop. Odbieram rzeczy dziecka - kolejny szok. W kubeczkach czarna pleśń - zmywarka od pół roku nie działa, opieka nie jest w stanie ciągle myć i wyparzać kubeczków, ale czemu nie informują rodziców by brali do domu to robić, nie wiem.. Już mnie to nie obchodzi, w sumie sama sobie winna jestem, powinnam prosić raz w tygodniu o kubek i wyparzać go w domu, nie wpadłam na to to teraz mam. 

W domu zaczynam trybić, jak to się stało? Teoretycznie możliwe, że jakieś dziecko przeszło mono tak lekko, że lekarz nie poznał a rodzic nie przestał posyłać do żłobka, z drugiej nie chce mi się w to wierzyć. Dochodzę do wniosku, że żyjemy gdzie żyjemy, że praca staje się najważniejsza a zdrowie dziecka, szczególnie cudzego, mało istotna. Przez mono można stracić miejsce w żłobku a kto by chciał się znaleźć w sytuacji jak my teraz, no bo co teraz? Kto się młodą zajmie, zaopiekuje? Zwalniać się? Prosić mamę by się zwolniła? Co robić... Jestem przekonana, że któryś z rodziców posyłał chore dziecko, może nie wiedział, że dziecko do pół roku może zarażać a może miał to gdzieś.

Styczeń - koleżanka ma trochę czasu... Ma pracę na dwa dni, trzy wolne, lubi małą, mówi, że może przychodzić na zmianę z babcią. Spadła nam z nieba. Zaczynamy się odbijać od dna, młoda wygląda i czuje się lepiej. Wyniki krwi coraz lepsze aczkolwiek anemia jeszcze jest.

Luty, kolejne pobieranie krwi - wynik rewelacja! USG też całkiem niezłe, organy wracają do normy, możemy zacząć szczepić - mamy zaszczepić na wszystko co się da, oczywiście 100% płatne, no bo jak to tak. Z każdej strony kara - L4 na chore dziecko - płatne 80% i groźba utraty pracy. Mleko bez laktozy ma tylko jeden numerek - 1 a w ramach wspierania karmienia naturalnego rząd zakazał promocji czy przecen mleka z nr 1, więc cena nie do przeskoczenia. Szczepionki - ospa, pneumokoki, meningokoki, KZM wszystko po dwie dawki, ceny z kosmosu. No nic dla młodej wszystko, byle zdrowa. Pod koniec lutego po szczepieniu na "koki" zaczyna się znów cyrk - syf poszczepienny, gorączka. Nie wiadomo kiedy złapała znowu katar i kaszel, rzuca nią jak w egzorcyście ale za to gorączka zniknęła. Lekarz raczy mnie uroczym "wirusówka", zaraz dostanę szału, ale z drugiej strony dobrze, że nie zapalenie oskrzeli czy płuc. Damy radę, to dopiero początek w końcu mamy świadomość, że będzie tak łapać wszystko co się podwinie a mimo to ciągle czuję pod skórą pewne napięcie, stresssss.

I tu wracam do początku - myślicie, że istnieje jeszcze jakaś odpowiedzialność, empatia?

wtorek, 28 stycznia 2014

Bi-es od Sample City :)

To jest mój pierwszy perfumowany post tutaj :) Nigdy wcześniej nie miałam sposobności recenzować coś tak ulotnego i osobistego jak zapach a tu proszę, taka miła niespodzianka!

Jest to największa i najbardziej pachnąca paczuszka jaką do tej pory otrzymałam od Sample City. Składa się z trzech zapachów Bi - es.


Na początek coś o marce - informacje ze strony producenta:
 
"Zapachy marki Bi·es są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych marek w swoim segmencie. Portfolio marki Bi·es jest nieustannie wzbogacane o kolejne produkty, wprowadzane w oparciu o analizę potrzeb konsumentów oraz najnowszych trendów rynkowych w branży perfumeryjnej.
Marka Bi·es to kosmetyki zapachowe damskie oraz męskie: perfumy, wody perfumowane, wody toaletowe, dezodoranty w sprayu, dezodoranty perfumowane w szkle, płyny po goleniu. W portfolio marki dostępne są także zapachy i kosmetyki pielęgnacyjne dla dzieci powyżej 3 roku życia, na licencji firmy Mattel, z Monster High, Barbie oraz Hot Wheels.
Marka Bi·es istnieje na rynku polskim od 1996 roku." Dodam od siebie, że jest to produkt Polski, co zasługuje na odnotowanie :)
 
Jest to dla mnie dość ciekawa informacja, biorąc pod uwagę, że wcześniej się z nią nie zetknęłam ani o niej nie słyszałam. Jeszcze ciekawszym w tym momencie wydaje się być fakt, że mój mąż jak najbardziej orientował się z czym przyszło mi się zmierzyć i postanowił mnie wesprzeć swoją fachową wiedzą. (Swoją drogą przy każdej recenzji stara się mnie wesprzeć, wsparcie to brzmi mniej więcej tak: "zajebiste" albo "weź to wywal" także miałam uzasadnioną obawę co do jego pomocy przy tym wyzwaniu :)

Ponieważ nie mam aż tak wyuczonego zmysłu zapachu by po jednym "niuchnięciu" określić nuty jakie składają się na powyższe zapachy, również przy ich opisie skorzystam z informacji umieszczonych na stronie firmy produkującej ową markę urodapolska.eu

1. Bi-es Moi - zapach orientalno-korzenny
 


Zapach składa się:

"Nuty głowy: nuty zieleni, brzoskwinia, śliwka, frezja
Nuty serca: konwalia, róża, jaśmin, irys, ylang-ylang
Nuty podstawy: drzewo cedrowe, drzewo sandałowe, cedr, ambra, piżmo, wanilia, bób Tonka"
 
Pojemność: 90 ml
Cena: około 20 zł

Gustowne opakowanie w którego wnętrzu mieści się mała, okrągła buteleczka z atomizerem. Butelka jest, że tak to ujmę "poręczna" dzięki czemu tylko raz próbowała mi uciec z dłoni (biorąc pod uwagę moje dziurawe ręce to naprawdę niezwykły wyczyn!:) W buteleczce zaś mieści się dosyć przyjemny, słodki zapach, Pierwsze 1,5 - 2 godzin zapach jest intensywny, następnie słabnie (i tutaj pachnie najładniej wg mnie:). Po kolejnych 3 - 4 godzinach całkowicie wietrzeje.
Nie jestem ekspertem, ale uważam, że jest to bezpieczny zapach na prezent, istnieje duża szansa, że spodoba się prawie każdej dorosłej kobiecie.

2. Bi-es Miss Belle - zapach szyprowo - owocowy.


"Miss Belle to lekka kompozycja, subtelnie przełamana delikatnymi akordami drzewnymi. Różowo-pudrowy odcień podkreśla romantyczny styl. Otul się ciepłą wonią i poznaj nowy wymiar zmysłowości.

Zapach szyprowo - owocowy z akordami drzewnymi i kwiatowymi.
Pojemność: 100 ml"
Cena: ok. 20 zł

Podchodziłam do tego zapachu jak pies do jeża. Dlaczego? Przez opakowanie. Nie wiem jak Wam, ale mi się kojarzy z takim PRL-owskim zapachem, coś na zasadzie "Być może" czy "Celebie" (było coś takiego, myślę, że nadal gdzieś to można znaleźć). Inaczej mówiąc już na wstępie kojarzył mi się z zapachem dla starszych pań. Po otwarciu widzimy buteleczkę z góry pociągnięta złotą farbą (?) co mnie tylko utwierdzało w moich podejrzeniach. Na koniec psiknęłam i... padłam ;) Nie wiem czemu ja tam czuję anyż (albo nie wiem jak pachnie anyż i tak mi się po prostu kojarzy). Zapach jest duszący i mdły i zdecydowanie kojarzy mi się ze starszymi paniami, które otaczają się czasem właśnie taką otoczką zapachową. Nawet wysiliłam się na eksperyment i zaprezentowałam go mamie oraz babci i obie były nim zachwycone ;)

Zapach utrzymuje się długo, po pewnym czasie (tak po 2 godzinach) nawet w miarę mi się podobał (albo już się przyzwyczaiłam do niego, ewentualnie wkraczam już powoli "w ten wiek" ;)

3. Bi-es Experience - zapach kwiatowo-owocowy
 


"Z nowym zapachem Experience the Magic odkryjemy magiczne właściwości: bursztynu, bergamotki i frezji, które zabiorą nas w ekscytującą podróż do świata alchemii. Wystarczy jedna kropla, by pozostawić subtelny ślad woni na kilka godzin. Codzienna doza niepowtarzalnej nuty podkreśli eteryczny styl.


Nuta głowy: bergamotka, jabłko, liście białej herbaty
Nuta serca: fiołek, róża, frezja
Nuty podstawy: bursztyn, nuty drzewne cedr i piżmo"

Pojemność: 100 ml
Cena: ok. 22 zł

No to jest zapach który zdecydowani przypadł mi do gustu. Ciekawe (orientalne) opakowanie a w środku ładna buteleczka z oczkiem Swarovskiego (co prawda dalej nie pojmuję po co to oczko na butelce, no ale już nie jednokrotnie wykazałam się ignorancją w pewnych zakresach więc po prostu postaram się tego nie komentować;) Ten zapach najdłużej utrzymuje się na skórze, jest delikatny, nie jest ani mdły ani duszący. Wszystkich składników ma "w sam raz". Myślę, że spokojnie można uznać, że jest skierowany do młodych i dojrzałych kobiet, obie te grupy powinny być z niego zadowolone.

To jakby na tyle mojego eksperymentu zapachowego. Oczywiście nie ma się co zdawać tylko na mój nos, bo każdemu co innego się podoba, także warto pierw sprawdzić samemu czym pachnie nam dana kompozycja :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

DA DA DA!!!

Dawno, dawno temu nad zimnym i wietrznym małym morzem żyła sobie dziewczyna, która lubiła swoje życie. Był też chłopak, który splótł losy z tą dziewczyną i tak sobie żyli nieświadomi tego jak mało jeszcze wiedzą. Prowadzili proste, szczęśliwe życie, chodzili do kina, spotykali się ze znajomymi, urządzili mieszkanko i wzięli ślub. To były ważne decyzje i wiązały się z różnymi małymi ale też ważnymi decyzjami – jaka suknia, jaki kościół, jakie auto itd. Po kilku latach swojej wspaniałej wędrówki pojawiła się ciąża i świat stanął na głowie. Okazało się, że wcześniejsze „ważne” decyzje nie były już tak istotne z perspektywy stania się rodzicem. Zaczęły się obawy o przyszłość, zmiany w życiu, mieszkaniu, żywieniu – co kupić? Myślisz, że można? Robić badania prenatalne? A jak wyjdzie w nich coś nie tak to co wtedy? Szczepić? Czym karmić? W czym wozić i nosić? Gdzie będzie spało? Czym będzie się zajmowało? A co z pracą? Damy radę? Trudne momenty i kolejne ważne decyzje… Następnie urodził się nasz mały szkrab, który skradł nam serca. Chcieliśmy dla niego jak najlepiej i wydawało się nam, że to co najlepsze pewnie będzie i najdroższe i tak się zaczęła kolejna męka – jakie kremy? Lepszy balsam czy oliwka? Czy chusteczki nawilżane czy może zwykła gaza i ciepła woda – jak przemywać, jak myć, jak przewijać… I tak oto dotarliśmy do punktu który nas powalił na kolana a z którym wcześniej nie mieliśmy do czynienia – jakich pieluszek używać?

Wiadomo na dzień dobry kupiliśmy jedyne nam znane – z reklam, gazet, od innych rodziców. Pisałam o tym wcześniej co się wydarzyło po ich użyciu – odparzenia, zapocenia, granulat w miejscach w których normalny człowiek nie chciałby mieć granulatu. Wiele rozmów z innymi rodzicami później, po przejrzeniu forów, blogów i uczestnictwa w warsztatach dowiedziałam się kilku rzeczy na temat pieluch i postanowiłam sprawdzić je osobiście.
    
   1. Pieluszki wielorazowe. Pisałam o nich również we wcześniejszych postach – pomogły nam wyjść z odparzeń, pomimo to jesteśmy jednak na nie za wygodni więc poszukiwania trwały dalej.
    
    2. Nie wszystko co drogie i mocno reklamowane jest najlepsze. Koleżanka poleciła mi bym spróbowała pieluch z Rossmana oraz Dady z Biedronki.  No więc spróbowałam i się pozytywnie zaskoczyłam ;)

Rok przed narodzinami naszej małej królewny (czyli w 2011r.) do Biedronek weszły pieluszki DADA Premium. Rodzice szybko je pokochali i zaczęli chwalić wśród swoich znajomych – w miarę tanie a równie dobre jeśli nie lepsze od droższych zamienników. Kupiłam raz, drugi, trzeci... Skóra dziecka pozostawała bez podrażnień, nie była zapocona a pieluszka wytrzymywała napór moczu przez całą noc. Rewelacja!  I tak zostaliśmy kolejnymi fanami tych pieluch i używamy je na co dzień po dziś dzień (swoją drogą „dobrze, że Biedronka jest tak blisko”).  

W grudniu, jako, że jest to miesiąc niespodzianek i prezentów otrzymaliśmy ogromną paczkę od Jeronimo Martins z naszymi ulubionymi pieluszkami w świątecznej odsłonie.

To jest właśnie fajne, jedna paczka pieluszek kosztuje 30 zł jednakże co pewien czas można znaleźć „kartonowe dwupaki” za 50 zł. Zazwyczaj są one związane z jakąś limitowaną edycją pieluszek i tak była już pszczółka Maja i wesoły renifer. W tym roku świąteczne DADA również ozdobił renifer a na tyle pieluszki rozczulający ogonek ale coś jeszcze się zmieniło. 


Nie wiem, może to tylko wrażenie, ale pieluszka którą otrzymałam była o wiele delikatniejsza niż jej poprzedniczki. Sprawdziłam z resztkami które noszę w torbie wyjściowej i faktycznie – zewnętrzna powłoczka jest zdecydowanie milsza w dotyku. Poza tym nic się nie zmieniło – dalej pasują młodej jak ulał, nie odparzają, nie zapacają, wytrzymują jej ciągły pęd poznawczy i nocne wodotryski. Także tak – jestem kolejnym rodzicem który dołącza się do rzeszy zafascynowanych osób polecających ten produkt. U nas się sprawdził w 100% i prawie od początku jest z nami.

No właśnie tak to jest w tym naszym śmiesznym życiu - czy kiedy poznając chłopaka i po prostu sobie żyjąc spodziewałam się, że wybór pieluszki będzie należał również do naszych „ważnych” decyzji? Otóż nie… ;)