wtorek, 28 stycznia 2014

Bi-es od Sample City :)

To jest mój pierwszy perfumowany post tutaj :) Nigdy wcześniej nie miałam sposobności recenzować coś tak ulotnego i osobistego jak zapach a tu proszę, taka miła niespodzianka!

Jest to największa i najbardziej pachnąca paczuszka jaką do tej pory otrzymałam od Sample City. Składa się z trzech zapachów Bi - es.


Na początek coś o marce - informacje ze strony producenta:
 
"Zapachy marki Bi·es są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych marek w swoim segmencie. Portfolio marki Bi·es jest nieustannie wzbogacane o kolejne produkty, wprowadzane w oparciu o analizę potrzeb konsumentów oraz najnowszych trendów rynkowych w branży perfumeryjnej.
Marka Bi·es to kosmetyki zapachowe damskie oraz męskie: perfumy, wody perfumowane, wody toaletowe, dezodoranty w sprayu, dezodoranty perfumowane w szkle, płyny po goleniu. W portfolio marki dostępne są także zapachy i kosmetyki pielęgnacyjne dla dzieci powyżej 3 roku życia, na licencji firmy Mattel, z Monster High, Barbie oraz Hot Wheels.
Marka Bi·es istnieje na rynku polskim od 1996 roku." Dodam od siebie, że jest to produkt Polski, co zasługuje na odnotowanie :)
 
Jest to dla mnie dość ciekawa informacja, biorąc pod uwagę, że wcześniej się z nią nie zetknęłam ani o niej nie słyszałam. Jeszcze ciekawszym w tym momencie wydaje się być fakt, że mój mąż jak najbardziej orientował się z czym przyszło mi się zmierzyć i postanowił mnie wesprzeć swoją fachową wiedzą. (Swoją drogą przy każdej recenzji stara się mnie wesprzeć, wsparcie to brzmi mniej więcej tak: "zajebiste" albo "weź to wywal" także miałam uzasadnioną obawę co do jego pomocy przy tym wyzwaniu :)

Ponieważ nie mam aż tak wyuczonego zmysłu zapachu by po jednym "niuchnięciu" określić nuty jakie składają się na powyższe zapachy, również przy ich opisie skorzystam z informacji umieszczonych na stronie firmy produkującej ową markę urodapolska.eu

1. Bi-es Moi - zapach orientalno-korzenny
 


Zapach składa się:

"Nuty głowy: nuty zieleni, brzoskwinia, śliwka, frezja
Nuty serca: konwalia, róża, jaśmin, irys, ylang-ylang
Nuty podstawy: drzewo cedrowe, drzewo sandałowe, cedr, ambra, piżmo, wanilia, bób Tonka"
 
Pojemność: 90 ml
Cena: około 20 zł

Gustowne opakowanie w którego wnętrzu mieści się mała, okrągła buteleczka z atomizerem. Butelka jest, że tak to ujmę "poręczna" dzięki czemu tylko raz próbowała mi uciec z dłoni (biorąc pod uwagę moje dziurawe ręce to naprawdę niezwykły wyczyn!:) W buteleczce zaś mieści się dosyć przyjemny, słodki zapach, Pierwsze 1,5 - 2 godzin zapach jest intensywny, następnie słabnie (i tutaj pachnie najładniej wg mnie:). Po kolejnych 3 - 4 godzinach całkowicie wietrzeje.
Nie jestem ekspertem, ale uważam, że jest to bezpieczny zapach na prezent, istnieje duża szansa, że spodoba się prawie każdej dorosłej kobiecie.

2. Bi-es Miss Belle - zapach szyprowo - owocowy.


"Miss Belle to lekka kompozycja, subtelnie przełamana delikatnymi akordami drzewnymi. Różowo-pudrowy odcień podkreśla romantyczny styl. Otul się ciepłą wonią i poznaj nowy wymiar zmysłowości.

Zapach szyprowo - owocowy z akordami drzewnymi i kwiatowymi.
Pojemność: 100 ml"
Cena: ok. 20 zł

Podchodziłam do tego zapachu jak pies do jeża. Dlaczego? Przez opakowanie. Nie wiem jak Wam, ale mi się kojarzy z takim PRL-owskim zapachem, coś na zasadzie "Być może" czy "Celebie" (było coś takiego, myślę, że nadal gdzieś to można znaleźć). Inaczej mówiąc już na wstępie kojarzył mi się z zapachem dla starszych pań. Po otwarciu widzimy buteleczkę z góry pociągnięta złotą farbą (?) co mnie tylko utwierdzało w moich podejrzeniach. Na koniec psiknęłam i... padłam ;) Nie wiem czemu ja tam czuję anyż (albo nie wiem jak pachnie anyż i tak mi się po prostu kojarzy). Zapach jest duszący i mdły i zdecydowanie kojarzy mi się ze starszymi paniami, które otaczają się czasem właśnie taką otoczką zapachową. Nawet wysiliłam się na eksperyment i zaprezentowałam go mamie oraz babci i obie były nim zachwycone ;)

Zapach utrzymuje się długo, po pewnym czasie (tak po 2 godzinach) nawet w miarę mi się podobał (albo już się przyzwyczaiłam do niego, ewentualnie wkraczam już powoli "w ten wiek" ;)

3. Bi-es Experience - zapach kwiatowo-owocowy
 


"Z nowym zapachem Experience the Magic odkryjemy magiczne właściwości: bursztynu, bergamotki i frezji, które zabiorą nas w ekscytującą podróż do świata alchemii. Wystarczy jedna kropla, by pozostawić subtelny ślad woni na kilka godzin. Codzienna doza niepowtarzalnej nuty podkreśli eteryczny styl.


Nuta głowy: bergamotka, jabłko, liście białej herbaty
Nuta serca: fiołek, róża, frezja
Nuty podstawy: bursztyn, nuty drzewne cedr i piżmo"

Pojemność: 100 ml
Cena: ok. 22 zł

No to jest zapach który zdecydowani przypadł mi do gustu. Ciekawe (orientalne) opakowanie a w środku ładna buteleczka z oczkiem Swarovskiego (co prawda dalej nie pojmuję po co to oczko na butelce, no ale już nie jednokrotnie wykazałam się ignorancją w pewnych zakresach więc po prostu postaram się tego nie komentować;) Ten zapach najdłużej utrzymuje się na skórze, jest delikatny, nie jest ani mdły ani duszący. Wszystkich składników ma "w sam raz". Myślę, że spokojnie można uznać, że jest skierowany do młodych i dojrzałych kobiet, obie te grupy powinny być z niego zadowolone.

To jakby na tyle mojego eksperymentu zapachowego. Oczywiście nie ma się co zdawać tylko na mój nos, bo każdemu co innego się podoba, także warto pierw sprawdzić samemu czym pachnie nam dana kompozycja :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

DA DA DA!!!

Dawno, dawno temu nad zimnym i wietrznym małym morzem żyła sobie dziewczyna, która lubiła swoje życie. Był też chłopak, który splótł losy z tą dziewczyną i tak sobie żyli nieświadomi tego jak mało jeszcze wiedzą. Prowadzili proste, szczęśliwe życie, chodzili do kina, spotykali się ze znajomymi, urządzili mieszkanko i wzięli ślub. To były ważne decyzje i wiązały się z różnymi małymi ale też ważnymi decyzjami – jaka suknia, jaki kościół, jakie auto itd. Po kilku latach swojej wspaniałej wędrówki pojawiła się ciąża i świat stanął na głowie. Okazało się, że wcześniejsze „ważne” decyzje nie były już tak istotne z perspektywy stania się rodzicem. Zaczęły się obawy o przyszłość, zmiany w życiu, mieszkaniu, żywieniu – co kupić? Myślisz, że można? Robić badania prenatalne? A jak wyjdzie w nich coś nie tak to co wtedy? Szczepić? Czym karmić? W czym wozić i nosić? Gdzie będzie spało? Czym będzie się zajmowało? A co z pracą? Damy radę? Trudne momenty i kolejne ważne decyzje… Następnie urodził się nasz mały szkrab, który skradł nam serca. Chcieliśmy dla niego jak najlepiej i wydawało się nam, że to co najlepsze pewnie będzie i najdroższe i tak się zaczęła kolejna męka – jakie kremy? Lepszy balsam czy oliwka? Czy chusteczki nawilżane czy może zwykła gaza i ciepła woda – jak przemywać, jak myć, jak przewijać… I tak oto dotarliśmy do punktu który nas powalił na kolana a z którym wcześniej nie mieliśmy do czynienia – jakich pieluszek używać?

Wiadomo na dzień dobry kupiliśmy jedyne nam znane – z reklam, gazet, od innych rodziców. Pisałam o tym wcześniej co się wydarzyło po ich użyciu – odparzenia, zapocenia, granulat w miejscach w których normalny człowiek nie chciałby mieć granulatu. Wiele rozmów z innymi rodzicami później, po przejrzeniu forów, blogów i uczestnictwa w warsztatach dowiedziałam się kilku rzeczy na temat pieluch i postanowiłam sprawdzić je osobiście.
    
   1. Pieluszki wielorazowe. Pisałam o nich również we wcześniejszych postach – pomogły nam wyjść z odparzeń, pomimo to jesteśmy jednak na nie za wygodni więc poszukiwania trwały dalej.
    
    2. Nie wszystko co drogie i mocno reklamowane jest najlepsze. Koleżanka poleciła mi bym spróbowała pieluch z Rossmana oraz Dady z Biedronki.  No więc spróbowałam i się pozytywnie zaskoczyłam ;)

Rok przed narodzinami naszej małej królewny (czyli w 2011r.) do Biedronek weszły pieluszki DADA Premium. Rodzice szybko je pokochali i zaczęli chwalić wśród swoich znajomych – w miarę tanie a równie dobre jeśli nie lepsze od droższych zamienników. Kupiłam raz, drugi, trzeci... Skóra dziecka pozostawała bez podrażnień, nie była zapocona a pieluszka wytrzymywała napór moczu przez całą noc. Rewelacja!  I tak zostaliśmy kolejnymi fanami tych pieluch i używamy je na co dzień po dziś dzień (swoją drogą „dobrze, że Biedronka jest tak blisko”).  

W grudniu, jako, że jest to miesiąc niespodzianek i prezentów otrzymaliśmy ogromną paczkę od Jeronimo Martins z naszymi ulubionymi pieluszkami w świątecznej odsłonie.

To jest właśnie fajne, jedna paczka pieluszek kosztuje 30 zł jednakże co pewien czas można znaleźć „kartonowe dwupaki” za 50 zł. Zazwyczaj są one związane z jakąś limitowaną edycją pieluszek i tak była już pszczółka Maja i wesoły renifer. W tym roku świąteczne DADA również ozdobił renifer a na tyle pieluszki rozczulający ogonek ale coś jeszcze się zmieniło. 


Nie wiem, może to tylko wrażenie, ale pieluszka którą otrzymałam była o wiele delikatniejsza niż jej poprzedniczki. Sprawdziłam z resztkami które noszę w torbie wyjściowej i faktycznie – zewnętrzna powłoczka jest zdecydowanie milsza w dotyku. Poza tym nic się nie zmieniło – dalej pasują młodej jak ulał, nie odparzają, nie zapacają, wytrzymują jej ciągły pęd poznawczy i nocne wodotryski. Także tak – jestem kolejnym rodzicem który dołącza się do rzeszy zafascynowanych osób polecających ten produkt. U nas się sprawdził w 100% i prawie od początku jest z nami.

No właśnie tak to jest w tym naszym śmiesznym życiu - czy kiedy poznając chłopaka i po prostu sobie żyjąc spodziewałam się, że wybór pieluszki będzie należał również do naszych „ważnych” decyzji? Otóż nie… ;)