niedziela, 27 stycznia 2013

Biegniaj mamo, biegnij...

No tak, dziecko raczkujące wymaga wiele, o wiele więcej niżby się to mogło wydawać. Moje dziecko aktualnie nie ma czasu na jedzenie, spanie i inne banały bo jest tyle do odkrycia!! Niuna , jak się okazało, należy do typu poszukująco - ciekawsko - szperającej także nie ma zmiłuj. Przynajmniej do wysokości metr jest teraz porządek... Bo skoro się raczkuje i tyle ciekawych rzeczy spotyka się po drodze, to czemu od razu też nie wstawać i wyrzucać wszystko co się napatoczy. Nasza skromna kolekcja płyt CD, wi-fi, dekoder najwyraźniej stoją nie w tym miejscu co powinny. Nie mówiąc już o gazetach czy innych ciekawostkach, które oczywiście nie są zabawkami (najwidoczniej zabawki są "passe"). Po dwóch tygodniach walki poddałam się i po prostu biegam na czterech z małą na podłodze, więc nie ma się co łudzić, że wracając do domu kochańszy znajdzie coś do jedzenia.. Nawet dokupiliśmy zapasowy pilot, bo nasz jest najsmaczniejszy na świecie. No i mamy pierwszy ząbek!! Także niunię łatwo znaleźć - po śladach wszelkich rozrzuconych produktów oraz ścieżce ze śliny.

I podsumowanie - czego nauczyłam się przez ostatnie 8,5 miesiąca... Nauczyłam się cierpliwości, stania na nogach po 17 h na dobę, robienia wielu rzeczy jedną ręką, składania wózka, wyszukiwania nowych miejsc w mieszkaniu w których mogłabym schować rzeczy "na zapas" i inne "przydasie", picia kawy zbożowej i herbaty ziółkowej, gaworzenia, grymaszenia oraz cieszenia się ze wszystkiego. Nauczyłam się też odkładania rzeczy na miejsce, najlepiej metr nad ziemią oraz gdzie jest przód pieluszki i po co są chusteczki nawilżane. Wiem sporo o butelkach, kaszkach, zupkach, mleczkach, laktacji, przewijakach i innych ciekawych akcesoriach oraz po co są te małe nożyczki ze śmieszną, zaokrąglona końcówką. Przez sen potrafię śpiewać alfabet i liczyć do 10, znam nowe piosenki i kilka kołysanek, wiem gdzie się wyrzuca zużyte baterie oraz do czego można wykorzystać zapachowe worki na psie kupy oraz woreczki śniadaniowe. Generalnie moje najukochańsze na świecie maleństwo nauczyło mnie wielu ciekawych i przydatnych rzecz..

A to dopiero początek...

piątek, 4 stycznia 2013

Niech żyje Nowy Rok!:)


Tak to właśnie jest. Człowiek się naczyta, nasłucha, naogląda i niby tyle wie. Ale jak już dojdzie co do czego to stoi pogrążony w panice i bezradnie patrzy na to nasze skarbeństwo i ciężko wydobyć go z tej dziwnej apatii. Inaczej mówiąc, niby wiem, że 38 stopni to nie jest jakaś wielka gorączka i niby wiem, jak ochładzać szkraba a jednak kiedy obudziłam się rankiem 2 stycznia i zobaczyłam ten mały piekarniczek ze szklanymi oczkami wbitymi nietomnie w ścianę i te wielkie łzy spływające po polikach, jednym słowem żałość po całej linii - zgłupiałam. Wiedziałam, że coś trzeba zrobić, jednak panika wzięła górę i przez moment miałam ogromną pustkę w głowie. Dość szybko udało mi się wyrwać z mojego odrętwienia i ruszyć małej na pomoc. Rozebrana do rosołu przytulona do mamy a ja na telefonie – szybka rejestracja do lekarza, ponowne – lekkie ubranie, zapakowanie do auta i jechana. Dzięki Bogu 3 dniowa wirusówka, nic groźnego i dość łatwego do leczenia. Ale co się strachu najadłam to moje ;) Problem polega też trochę na tym, że nie jesteśmy przygotowani do takiej „zimy”. No bo jak to tak – w kombinezon ubrać przy plusie? A jak za zimno ubiorę to co dalej? Podobno lepiej zimniej niż przegrzać, ale czy na pewno? No i mam tu oto takie dylematy na początek roku. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku, rok zaczął się w zdrowiu i wszyscy są zadowoleni, czego Wam i sobie na ten Nowy Rok życzę ;)