TUBANowe szaleństwo!!!

Pierwszy raz tak długo zajęło mi pisanie recenzji produktu, za co na samym początku strasznie chciałam przeprosić!!!

Wraz z niunią zostaliśmy zaproszeni do testowania zestawu do robienia dużych baniek mydlanych polskiej firmy TUBAN wraz z tubanowym, innowacyjnym i opatentowanym płynem do baniek.


 

Na początku pomyślałam- bańki jak bańki, kiedyś się rozwadniało płyn do mycia naczyń lub rozpuszczało się mydło i mieliśmy bańki. Jednak po tym doświadczeniu mój bańkowy świat już nigdy nie będzie taki sam!

Kiedy doszła do nas przesyłka czym prędzej ją rozpakowałam i zabrałam sie za robienie baniek - no bo już kiedyś puszczałam bańki więc uznałam się za eksperta i „żadnych informacji, tudzież instrukcji czytać nie muszę”. Inaczej mówiąc wyszło moje wewnętrzne dziecko z worka - zarozumiałe i przemądrzałe i heja z zestawem. Zrozumiałam swój błąd już w pierwszych minutach, kiedy zamiast chwilkę odczekać (by nadmiar płynu spłynął z poręczy) zamoczyłam go w miseczce z płynem i hop podniosłam do góry. Nie zrażona że ociekam płynem, a w szczególności moja ręka, koszula, spodnie i stopa, z całej siły dmuchnęłam w obręcz. Efekt imponujący! Bańki wielkie jak obiecywał producent! A te kolory! Niestety bańki w pewnym momencie pękają więc do poszkodowanego ciała dołączył stół, komputer i podłoga. Po umyciu całego pokoju i uspokojeniu się po niezłym ubawie usiadłam i zabrałam się za lekturę instrukcji i listu od których powinnam zacząć. Powiem szczerze ze nigdy nie myślałam o wpływie pogody na wielkość i wytrzymałość baniek, to była ciekawa lektura. Oczywiście było tez jak wół by nie robić tego w domu :) Ponieważ był już wieczór, zażenowana swoją głupotą poczekałam do następnego dnia by wraz z niunią popuszczać małe i wielkie, ulotne cudeńka. Kolejnego dnia mądrzejsza o wiedzę z instrukcji zeszłam do ogródka sąsiada by sprawdzić czy te kolorowe cuda mogą być jeszcze piękniejsze. Okazało sie ze mogą! Pomimo słonecznego dnia nad naszym osiedlem zaczęły unosić się piękne i wielkie bienieczki! Niunia strasznie się zachwyciła, goniła je i próbowała je łapać, chyba pierwszy raz widziałam by aż tak dobrze sie bawiła. Kilku sąsiadów wychyliło się z mieszkań by dowiedzieć się skąd mam ten zestaw. Z kolei sąsiad z którego ogródka korzystałyśmy namówił mnie bym zostawiła u niego na trochę zestaw bo będzie u niego w odwiedzinach pewna czterolatka z rodzicami i chciałby jej pokazać te cuda. To był mój kolejny błąd jeśli chodzi i tubanowy skarb.. Dziecku tak sie spodobały bańki, że dopiero brak płynu zakończył zabawę. Oczywiście nikt w tym czasie nie zrobił ani jednego zdjęcia! Za to dowiedziałam się, że owa czterolatka bardzo błagała by dalej puszczać jej cudeńka. Rodzice w akcie desperacji rozpuścili pierw mydło, potem płyn do zmywania następnie płyn do baniek firmy „no name” z najbliższego marketu ale nic nie było w stanie odtworzyć choćby w niewielkiej części to co potrafił płyn TUBAN! Osobiście sprawdziłam te rewelacje i potwierdzam – bańki z innych zamienników ewentualnie wychodzą tylko z najmniejszej obręczy (na większych pękają zanim się ją podniesie) a same bańki są takie jakieś szare, bez życia i wydają się okropnie ciężkie. To był również szok – znaczy, że właściciel firmy TUBAN nie kłamie i faktycznie wymyślił płyn, którego ciężko zastąpić czymkolwiek innym.

Ponieważ recenzja bez zdjęć jest wg mnie mało wiarygodna a sąsiad miał spore wyrzuty sumienia znaleźliśmy na serwisie aukcyjnym płyn TUBAN i go zamówiliśmy. Kiedy przyszedł panowały upały a ja chciałam już teraz zrobić wszystko tak jak powinnam od początku. Czekaliśmy więc na deszczową pogodę. W końcu, po 2 i pół tygodnia nadszedł deszcz. Niestety były to potężne burze często z gradem trwające do nocy… Ale w końcu się udało! Mogłam zrobić zdjęcia i napisać recenzje! :) Tubanowe szaleństwo u nas wciąż trwa a dostęp do płynu i innych zestawów jest naprawdę łatwy więc serdecznie wszystkim polecam by mogli wrócić w świat dzieciństwa w stopniu lepszym i wspaniałym niż mielibyście to robić słabszymi zamiennikami!








Teraz chwilę o minusach: materiał z jakiego są zrobione poręcze niestety zbierają dużą ilość płynu z podstawki po czym większość spływa nam po ręku co powoduje nie tylko to że jest się cały mokry ale tez sprawia że płyn staje się mało wydajny. Jednakże po pewnym treningu można nad tym problemem w miarę zapanować ;)

Co do plusów... Trzeba to zobaczyć samemu! Tego widoku i wrażenia nie da sie tak po prostu opisać!!


Ps. zdjęcia prezentują bańki z małej i średniej obręczy, niestety córce za bardzo się podobała duża obręcz i nie chciała mi jej oddać :/

1 komentarz:

  1. Cieszę się, że w końcu mogę przeczytać opinię na temat tych baniek! od jakiegoś czasu zastanawiałam się: "kupić, nie kupić?". Po tej recenzji decyzja jest już podjęta - na pewno je kupię :)

    OdpowiedzUsuń