niedziela, 30 czerwca 2013

Spotkanie "Mama NIGDY nie jest sama" - recenzja na gorąco! :)

Dziś (niestety w pojedynkę) wybrałam się na nowy warsztat dla rodziców dzieci od 0 do 1 roku ;) Recenzja była pisana na bieżąco, także wrażenia i odczucia były spisywane na gorąco.

Powiew świeżości czyli nowe warsztaty w Gdańsku dla rodziców. Po „Bezpiecznym maluchu”, „Świadomej mamie - intymnie” oraz „Lady Mamie” przyszedł czas na projekt „Mama nigdy nie jest sama”. Jest to projekt, który we współpracy z Gdańskim Archipelagiem Kultury oraz klubami rodzica próbuje wyjść na przeciw trendowi do organizowania spotkań i warsztatów dla kobiet w ciąży oraz dla młodych rodziców. Próbuje i to z bardzo pozytywnym skutkiem! Inaczej niż zazwyczaj – ŚWIETNE MIEJSCE, gdzie wydzielone są strefy dla wózków oraz ogromny (jak na tego typu spotkania) plac zabaw dla malucha (który mnie zachwycił i uwiódł już na wejściu!). Wielkie piłki, baseny z piłkami, miejsce dla małych rysowników, kojce, konik na biegunach i wszystko o czym nasze dziecko może sobie zamarzyć w jednym miejscu!!


O czym była mowa?
Na dzień dobry brafitting czyli jak dobrać stanik. Na potrzeby tego występu stworzono dwie przebieralniami gdzie w trakcie zajęć oraz na przerwie można było dopasować sobie odpowiedni stanik.

Następnie pani psycholog opowiadała „co sie zmienia po narodzinach dziecka”. Tu pozwolę sobie porównać ten „warsztat” do spotkania z psychologiem - seksuologiem na warsztatach „Świadoma mama” pod tym samym tytułem. Pani seksuolog skupiła się na temacie nie bojąc sie poruszać trudnych kwestii partnerskich, również miała 20 minut jednak potrafiła wykorzystać ten czas na maxa - zarówno wyczerpując temat jak i pozostawiając niedosyt, przez co po warsztatach miałam wielka ochotę się z nią skontaktować i pozostać jej klientka. Tutaj był pewnego rodzaju monolog traktujący po macoszemu pewne kwestie ważne dla mnie jako młodej mamy. Dopiero pod koniec występu Pani zaskoczyła mnie podjęciem bardzo ważnego i trudnego tematu, który w państwie świętych „matek polek” jest swoistym tabu: że matki często zostają same z płaczącym dzieckiem, gdzie nie potrafią (lub nie są w stanie) mu pomóc przez co ulegają frustracji. Stwierdziła, że ważne jest by partner po powrocie wysłuchał ze zrozumieniem (owej sfrustrowanej matki) i pamiętał, że nie ma do czynienia ze złą matką, bo właśnie wypłakuje się mu na rękaw że ma dość swojego dziecka... No jest to temat który powinien być podejmowany zdecydowanie częściej, by uświadomić młode mamy, że nie są same ze swoimi (również) negatywnymi emocjami, że jest to naturalne więc nie powinnyśmy popadać w frustracje i wyrzucać sobie że jesteśmy złymi mamami. Nie, nie jesteśmy, po prostu mieliśmy słabszy czas ale będzie lepiej a te emocje pojawiają się u większości kobiet, więc wszystko z nami jest ok.

Kolejny wykład (i tu wielkie BRAWO dla organizatorów za pomysł, bo Tego jeszcze nigdzie nie było!) czyli spotkanie z prawnikiem, który wyjaśnił kwestie związane z urlopem macierzyńskim i wychowawczym. No genialne!! Ktoś kto nie miał wcześniej dzieci i nie miał do czynienia z papierologią z tym związaną lub boi się swojego pracodawcy - to był to wykład właśnie dla niego (i dla każdego innego też :).

Oczywiście nie mogło tez zabraknąć żywej reklamy - czyli dlaczego nasze dzieci potrzebują witamin i czemu akurat tej firmy. Ponieważ był to jedyny tego typu występ (a nie podstawa egzystencji tego typu spotkań) można tu również wyrazić swoje uznanie dla organizatorów.

Nie słuchając jednak tego wykładu obeszłam „Stacje Orunia”. Muszę przyznać że organizatorzy w pełni wykorzystali potencjał tego miejsca. Czekając na przerwę przycupnęłam w wózkarni (znajdującej się na sali wykładowej, także można było siedzieć obok swojego śpiącego dziecka nie tracąc przy tym wykładu). Tu nasunęła mi się myśl, więc muszę zapytać zarówno Was jak i sama siebie - czy myślicie, że to dobre jest by ciągle bujać wózek pomimo że dziecko już w nim śpi? Rozglądam się i widzę, że większość rodziców właśnie to robi: buja, trzęsie, huśta śpiące dziecko w wózku. Przypomniał mi się od razu pan, którego ostatnio spotkałam w sklepie a który z uporem maniak bujał wózek... sklepowy... Najwyraźniej nie da się czasem pozbyć nabytych nawyków :)

Wracając do tematu - po przerwie był wykład o diecie dla mam karmiących (czyli temat wybrany przez internautów). I dalej logopeda opowiadał jak karmić by nie zaszkodzić aparatowi mowy. Tu była Pani z „logop” do której mam zaufanie i wiem, że dobrze radzi. Wykład jak zwykle rzeczowy, konkretny i bardzo przydatny! Także bardzo się cieszę że znów miałam okazje posłuchać sensownego i zdrowo rozsądkowego głosu logopedy! :)

Kolejny wykład to para dekoratorów wnętrz. Ponieważ nawet nie mam co marzyc o zmianie wnętrza a co dopiero o jego dekorowaniu, zrezygnowałam z tego występu na rzecz odwiedzin w przymierzalni. Tam dowiedziałam się że oczywiście popełniłam wszystkie możliwe błędy przy doborze mojego stanika. Pani mnie zmierzyła, sprawdziła i dopasowała odpowiedni biustonosz. Ulga dla kręgosłupa i szok jak duży posiadam biust to chyba najlepszy opis jak się poczułam po ubraniu zaproponowanego stanika! Same przymierzalnie dość przestronne z ogromnym lustrem, gdzie od razu mogłam zobaczyć różnice :)

Po powrocie na sale trafiłam na opowieści o dobroci płynącej z noszenia dziecka chuście. Nie żebym myślała inaczej ale chusta jest już wszędzie, na każdym spotkaniu się ją biedną męczy! Dochodzę powoli do etapu, że boję się otworzyć przysłowiową lodówkę... Ale co już może męczyć mnie dla innych może być bardzo ciekawe, także się nie czepiam! :)

No i na koniec panel dyskusyjny ze specjalistami którzy wcześniej mieli swoje 20 minut. Cisza... Cisza... Każdy czeka już na losowaniem nagród, dzieci zmęczone, rodzice głodują (albo na odwrót)... A jednak 5 pytanek jest! :) I na koniec rozdanie prezentów i już powoli do domku :)

Za co duży plus?
Za świetne miejsce, za pomyślenie o maluchach (super plac zabaw) i ich bolidach na 4 kółkach (miejsce na wózki) oraz o ich brzuszkach i pieluszkach (osobne, intymne miejsce do karmienia „słoiczkowego” czy przewinięcia).

Za super gości – specjalistów, a w szczególności za Panią prawnik i Panią logopedę!

Za miejsce na przebieralnie gdzie w sposób intymny można było dopasować biustonosz.

Za ciasteczka i miłe, spontaniczne prowadzenie całej akcji.

Za super nagrody i gadżety (które starczyły dla każdego uczestnika!)

Za miłą atmosferę.

A głównie za to, ze było to jedno z najlepszych spotkań w którym ostatnio brałam udział (porównywalne ze Świadomą Mamą – właśnie z nią! Wyrobiła się od zeszłego roku tak, że uważam je za najlepszy warsztat tego roku!)

Jakiś minus?
Braki organizacyjne (prezentacje były wgrywane na „bieżąco” a mogły już być w komputerze).

Wrażenie, że jest więcej organizatorów biegających po sali niż rodziców ;).


GENERALNIE POLECAM!!!!

sobota, 8 czerwca 2013

Dziecko w wózku = potencjalne źródło jedzenia.

Zakończyło się testowanie łóżeczka i czas powrócić do rzeczywistości. 
Rozpakowałam dziś kolejny karton z ubrankami dla malej - nr 86. Nie miałam świadomości, że mam tyle super, letnich ciuszków dla niuni :) Tym razem jest tego tyle, że prawdopodobnie będzie trzeba kogoś spakować, by nowe zdobycze pomieściły się w naszej sporej szafie. Nie wiem jakim cudem ale chyba padnie na kochańszego... Duży jest, poradzi sobie :) 
Co do reszty - od kilku dni obserwuję mojego psa (swoją drogą wczoraj spotkałam 4letniego synka sąsiadów, który z radością stwierdził "Tato! Tato! Konik!"). Moja suczka zrobiła się strasznym wielbicielem małych dzieci, cieszy się na nie jak szczeniak - macha ogonem, podskakuje, stepuje... Cuda wianki. A jak maluch na którego się cieszy jest akurat w wózku - siła radości wzrasta do + 100. Dziś mnie olśniło co się wydarzyło. Mój pies jak nic stwierdził, że dziecko w wózku = potencjalne źródło jedzenia! To chrupek, to biszkopcik, to bułeczka... Co te maluchy trzymają w garstkach by móc spokojnie obwozić je po dzielni.. Nigdy bym nie zwróciła na to uwagi, gdyby nie mój kochany "szczeniaczek"!
A tak w ogóle to chciałam w sumie napisać, że aktualnie mamy nowe testowanie :) Tym razem jest to coś, czego nikt by się nie spodziewał. Małe, średnie, duże i ulotne. Co to jest? Już niedługo się dowiecie!

niedziela, 2 czerwca 2013

Dni kolejne – podsumowanie.


Jestem strasznie zadowolona z możliwości przetestowania tego łóżeczka. Codziennie odkrywam nowe plusy i chęć zachwalania rozpiera mnie od środka.


Szybciutko przypomnę dobre strony Petronelli:
- brak szczebelek!
- łatwość utrzymania w czystości zarówno łóżeczka jak i jego okolicy
- kółka, które ratują życie J
- podwieszana, lekko kołysząca się podłoga dla noworodka
- wystarczająco duży i bardzo praktyczny przewijak
- porządna, duża i głęboka kieszeń
- moskitiera
- pomimo, że jest mniejsze od standardowych łóżeczek drewnianych wielkość dna niczym się nie różni (pasuje standardowy materacyk).
- miłe kolorki z przesympatycznymi zwierzakami (strona wizualna też jest ważna J)
- waga i wielkość po spakowaniu, można naprawdę złożyć wszystko z bardzo krótkim czasie i jechać w świat!

Z minusów ewentualnie można wymienić:
- mały problem przy stabilizacji krótszego boku łóżeczka, trzeba trochę się pomęczyć i pogłówkować a na pewno warto zachować spokój ;) Jednakże jak się już załapie o co chodzi to problem znika.
- bardzo mocno naciągnięty materiał na szczytach łóżeczka (przy kieszeni oraz przy zamku), odnoszę wrażenie, że jeśli coś się popsuje to właśnie poprzez rozerwanie materiału
- kilka (nie mających wpływu na całokształt użytkowania) „niedoróbek” czyli mało estetyczne nacięcia tasiemki przy zamku oraz nitki i niteczki, które trzeba samemu delikatnie pousuwać
- gdyby kieszeń miała dodatkowo podziałki (na chusteczki/pieluszki/kosmetyki) było by idealnie!
 - nie za bardzo może być Ryszardem ;)

Ze swojej strony bardzo, ale to bardzo dziękuję za możliwość przetestowania tak niesamowitego łóżeczka! Jest to chyba moja pierwsza opinia, która od A do Z aż kipi pozytywną energią ;) Gratulacje dla producenta!


sobota, 1 czerwca 2013

Dzień ósmy – sprzątanie…


Odkurzanie i mycie podłóg to w naszym domu pewien standard, wręcz codzienny rytuał. Jest to pewna konsekwencja posiadania i zwierza i małego dzieciaczka. I tutaj kolejna radocha z Petuni, jest kochana i pomocna :). Ma na tyle wysokie „nóżki”, że spokojnie odkurzacz jak i mop wejdzie pod łóżeczko, dzięki temu mam pewność, że żadne kłaki się tam nie zbierają! Z kolei jeśli mam jakieś podejrzenia, że jakiś kłaczek gdzieś się jednak schował – nie ma problemu łóżeczko jest lekkie i na kółkach więc wyjechać i porządnie sprzątnąć podłogę jest naprawdę łatwo. Co do samego czyszczenia łóżeczka – wystarczy wilgotna szmatka z niewielką ilością delikatnego detergentu i schodzi wszystko jak marzenie, także utrzymanie w czystości samego łóżeczka, jak i jego okolicy stało się w końcu przyjemnością a nie złem koniecznym!