wtorek, 5 lutego 2013

Poszukiwanie pracy część II

Po pierwszej, bardzo ciekawej i można powiedzieć, że udanej przygodzie z poszukiwaniem pracy, stwierdziłam, że jednak to nie dla mnie. Jednak problem pozostał i trzeba było mimo wszystko jakoś sobie z nim poradzić. No więc myśląc o tym, że chyba już czas zabrać się za wysyłanie CV odebrałam telefon czy nie chciałabym podjąć pół etatu popołudniami. Rewelacja, nie muszę martwić się o nianie, żłobek czy inne równie ważne rzeczy tylko mogę się zamieniać przy opiece nad niunią z kochańszym :) Jedyny minus - widzę kochańszego tylko późnym wieczorem ale za to mamy dla siebie weekendy a młoda jest tak zaopiekowana, także nie muszę się o nic martwić.
Po pierwszym dniu w nowej pracy nasunęło mi się kilka bardzo głębokich myśli którymi chciałam się z Wami podzielić. Przede wszystkim porównanie z poprzednią pracą - no cóż okazuje się, że praca w biurze rozleniwia, zabija (przynajmniej u mnie) twórcze myślenie i szybką reakcję. No i czas pracy - za pięć "koniec pracy" w biurze wszyscy maja już wyłączone komputery, wymyte kubki po kawie (które czekają na kolejny dzień i kolejną kawę) oraz czekają już w blokach startowych by o punkt wybiec z biura i cieszyć się wolnością. Wszystkie problemy zostały wylogowane i zamknięte na klucz a my mamy popołudnie dla siebie i rodziny. Moja nowa praca jest inna, z każdej strony czeka mnie próba - cierpliwości, szybkiego reagowania, umiejętności mnożenia w słupkach, poszukiwania pasty i szczoteczki by wyszorować ząbki i innych równie ciekawych rzeczy... A czas pracy? No cóż.. Niby już skończyłaś dyżur i możesz iść do domu, ale jak tutaj iść, kiedy podchodzi do ciebie taki 6letni karaluszek z wielką księgą dżungli pod pachą i patrzy na Ciebie jak ten kot ze Shreka i nagle słyszysz "poczyta mi pani na dobranoc? To moja ulubiona książka..." No i jak? Powiesz - nie no daj spokój już skończyłam wychodzę czy bierzesz karaluszka za rękę, prowadzisz do łóżeczka pakujesz go i jego kompanów z pokoju i zaczynasz czytać o przygodach Mowgliego i jego kompanów? Jak myślicie? Otóż właśnie to robisz. Nie trwa to długo, bo maluchy padają jak muchy a ja wracam do domu trochę później niż powinnam ale zadowolona, że pierwszy dzień minął mi w tak udany sposób. Całuję moją śpiącą królewnę i mogę cieszyć się kochańszym i być z niego dumna, że tak świetnie poradził sobie z małą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz