sobota, 9 listopada 2013

Co z tymi zdjęciami? Magnesowe szaleństwo :)

Waga: nadal nie działa
Miejsce w żłobku: 486, 245, 200... chyba dam sobie spokój ze sprawdzaniem..
Dziecko: jedno
Pies: jeden
A i mąż: nadal jest :)

Moje dziecko zaczęło mówić pseudo zdania. Ma dokładnie półtora roku, ma już spory zasób słów a ja pękam z dumy! Co prawda pierwsze pseudo zdanie było "mama nie" (była u taty na rękach i tak zareagowała na pytanie "a może pójdziesz do mamy?"), kolejne pojawiają się systematycznie z częstotliwością jednego góra dwóch dziennie ("choć jeść" "hał hał choć" "mniam mniam jeść" itp). Nie wiedzieć czemu młoda ma upodobanie w wyrazach szeleszczących (jeść, sześć, cześć, maść) i dość trudnych (trzy, słysys, hoptoptopam - tak mówi na hipopotama :) Z jednej strony trochę mnie to przeraża, bo widzę jak szybko łapie i próbuje powtarzać wszystko co usłyszy, no i dociera do mnie powoli, że jak tak dalej pójdzie to zaraz będę ją uciszać :) Ale z drugiej, no proszę Was moje dziecko już mówi!:)

To mi zwraca uwagę na fakt jak to szybko wszystko poszło. Dopiero bezwiednie machała rączkami, potem wodziła oczkami, wydawała dziwaczne dźwięki, pierwsze przeturlanie się, siadanie, wstawanie, chodzenie... To wszystko już bezpowrotnie za nami. Trwało to chwilę. Po tych wydarzeniach pozostało mi tysiące zdjęć na moim mega pojemnym dysku i kilkadziesiąt w telefonie.

No właśnie co z tymi zdjęciami?
Na początku miałam jeszcze wenę, wybierałam najładniejsze i drukowałam by wklejać je z zawziętością maniaka do albumu. Pięknego, różowego na czystym białym kartonie na którym mogłam też opisać anegdotki, dodać rysuneczek i narobić byków, za które będzie mi wstyd chyba do końca świata :) Jednakże pojemność mojego jedynego albumu się wyczerpała i zostało mi wywołanych jakieś 300 zdjęć które leżą na półce i czekają na lepsze jutro. Bym (może) i zabrała się za wklejanie dalej, ale nie mam kiedy pojechać po album, macierzyński się skończył a dziecko nie chce już spać tak długo jak kiedyś... A przecież zdjęć przybywa a rodzina również tupie niecierpliwie nóżką (dostanę jakieś zdjęcie wnuczki, chrześniaczki, niuni?). Dla rodziny wybiera się najładniejsze, najciekawsze i najzabawniejsze. Do tego trzeba dobrać ramki (no bo jak to tak zdjęcie tylko dać i co mają z nim teraz zrobić) i generalnie takie pitolenie się z tym sprawia, że nie mam już ani siły ani ochoty myśleć o zaspokajaniu "zdjęciowych wymagaczy".

Jakieś rozwiązanie?
Ponieważ rzadko dajemy zdjęcia naszego dziecięcia, to możemy skorzystać z faktu, że niedługo święta i pomyśleć o czymś ciekawym. Kuzynka najkochańszego ma smykałkę i dziadkom potrafi zrobić zdjęciowy kalendarza, mój brat się nie pitoli i po prostu przy okazji zdjęć w przedszkolu zamawia hurtem więcej sztuk a my? My liczymy na łut szczęścia :)

Moja historia z magnesami...
Jestem fanką kilku grup na FB, pomagających, licytujących, wymieniających się itd., itp. Kiedyś przeglądając sobie jedną z takich grup trafiłam na ogłoszenie o możliwości wydruku zdjęcia na magnesie z odnośnikiem do strony na allegro. Trochę z ciekawości, trochę z zazdrości weszłam na aukcję. Moim oczom ukazała się profesjonalna stronka z dość tanim wydrukiem zdjęć i super tania przesyłką. Żeby tego było mało, można było dobrać sobie ramki, tekst który byśmy chcieli na tych zdjęciach umieścić (wybór czcionek, wielkości tekstu), czy rogi zaokrąglone czy proste. Generalnie pełna "profeska"! Oczywiście początkowo nie miałam zamiaru tam na razie cokolwiek zamawiać, ale zostawiłam sobie otwartą stronkę na zasadzie "a nóż, widelec". Napisałam niezobowiązujące pytanie do sprzedającej i czekając na odpowiedź, mimowolnie zaczęłam przeglądać te nasze tysiące zdjęć by wybrać te naj. Byłam zaskoczona szybką odpowiedzią, co więcej ze sprzedającą jest bardzo łatwy i szybki kontakt na FB. Pomaga dobrać ramki, doradza, rozwiewa wszystkie wątpliwości. Nie myśląc wiele po prostu wzięłam i zamówiłam by sprawdzić na własne oczy jak to wygląda. I tak stałam się szczęśliwą posiadaczką 10 zdjęć wydrukowaną na magnesie :) (10 - bo nie mogliśmy z kochańszym zdecydować się pomiędzy zdjęciem fajnym a fajnym więc zamówiliśmy po 5 sztuk z każdego ;). Mieliśmy z rozdawaniem się wstrzymać do świąt, jednak nie dało rady i rodzina przygarnęła po dwa zdjęcia na pniu. Okazało się to być strzałem w dziesiątkę, bo lodówka w naszej rodzinie jest centralnym miejscem w każdym domu, więc nasze dziecko teraz strzeże tego przybytku.

Jak to wygląda?
Jest sobie powierzchnia magnesowa na której następuje nadruk, dzięki temu zdjęcie w całości przylega do przedmiotu (lodówki, tablicy magnesowej czy czegokolwiek innego co przyciąga). Jeśli (tak jak my) posiada się sprzęty w zabudowie, to pani Natalia (czyt. sprzedająca) proponuje wydruk na grubszym kartoniku z taśmą dwustronną na rogach, dzięki czemu nie musimy odbiegać od reszty i tez mieć niunię powieszona gdzie chcemy. Całość jest niewiele grubsza od normalnie wywołanego zdjęcia, dzięki czemu, jeśli ktoś nie ma ochoty już na nie patrzeć, albo uważa, że wieszanie na lodówkach jest passe, może je spokojnie wpakować w ramkę czy antyramę i cieszyć swoje oczy :)

Zamówiona przesyłka przychodzi w gustownym kartoniku, więc można bez strachu od razu poprosić o przesyłkę na adres osoby którą chcemy obdarować. Każde zdjęcie jest zapakowane oddzielnie więc nie ma strachu, że się skleja czy coś się z nimi po drodze wydarzy.

Prócz tego pani Natalia ma do zaoferowania inne ciekawe, magnesowe przedmioty: literki (scrabble, większe zdjęcia, kolaże itd.). Generalnie ja się zachwyciłam i pewnie będę stałym klientem. A piszę o tym dlatego, że chcę nagrodzić taki profesjonalizm i kontakt z klientem. Poza tym uważam, że jest to świetny pomysł i może ktoś ma ochotę z niego skorzystać :)

O co chodzi z tą zazdrością?
O tym będzie w innym poście :)

Adres gdzie można znaleźć te cudeńka:
małe studio, 
Fan page FB

2 komentarze:

  1. Wyróżniłam Twój blog nominacją The Versatile Blogger Award! Po szczegóły zapraszam: http://karmelkowyczas.blogspot.com/2013/11/the-versatile-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń